Straty spowodowane przez powódź na południu Polski są ogromne. To oznacza także duże straty dla rolników. Powódź dotknęła 120 tys. ha działek rolnych, czyli ponad 2 proc. wszystkich gruntów rolnych w Polsce należących do 4318 rolników.
Niewielka część poszkodowanych prawdopodobnie nie ubezpieczyła swojego dobytku. Pozostali ubezpieczyli tylko częściowo. Ze statystyk wynika, że 75% polskich rolników wykupuje polisę na budynki gospodarcze. Co drugi rolnik ubezpiecza swoje maszyny, a co czwarty – zwierzęta gospodarskie.
Mniejszą grupę zwolenników spośród tej grupy znalazło ubezpieczenie ruchomości domowych, takich jak sprzęt RTV/AGD, meble, pieniądze czy biżuteria (23%). Ziemiopłody ubezpiecza 22% rolników, urządzenia i narzędzia 18%, a materiały i zapasy 17% badanych. Zalanie terenów praktycznie w ogóle nie jest brane pod uwagę. Pola uprawne ubezpieczone od powodzi to również rzadkość.
"Takie polisy istnieją, ale są bardzo drogie" - mówi Marek Łagodowski, ekspert od ubezpieczeń rolniczych Mentor S.A.- "Najczęściej pytają o nie Ci, którzy mieszkają blisko zbiorników wodnych i rzek. Z tego powodu zakłady ubezpieczeń oczekują wysokich stawek, których rolnik często nie może wyłożyć. I tak koło się zamyka".
Zdaniem Dyrektora Łagodowskiego na szczęście powódź wystąpiła w takiej porze, kiedy na polach nie było już upraw zbóż. Największy problem mają jednak plantatorzy kukurydzy, ziemniaków czy buraków które nie zostały jeszcze zebrane i tam doszło do największych strat. Dodatkowe koszty poniosą również Ci rolnicy, którzy zdążyli już zasiać rzepak.
Wspomniane wcześniej - obowiązkowe ubezpieczenie budynków wchodzących w skład gospodarstw rolnych, w wielu przypadkach też nie do końca rozwiązuje problem szkód popowodziowych. "Trzeba zauważyć, że w większości przypadków ubezpieczyciel wypłaca odszkodowanie za wartość rzeczywistą budynków - ocenia ekspert - " To oznacza, że mając np. 20 letnią oborę nie jesteśmy w stanie jej odtworzyć, bo dostaniemy zbyt mało środków. Różnicę trzeba dołożyć z własnych pieniędzy. Do tego dochodzi czas budowy. W tym czasie zwierzęta muszą gdzieś żyć, a zboże musi być składowane - co może powodować kolejne koszty. Niestety, ubezpieczając się, rolnicy często chcą przyoszczędzić a dodatkowe klauzule uznają za niepotrzebne. Tymczasem - jak zawsze - diabeł tkwi w szczegółach".
Marek Łagodowski mówi, że "część rolników obawiając się zalania przewoziło np. tysiące ton składowanego zboża na inne, wyżej położone tereny, co wypełnia przesłanki z art. 826 KC: "w razie zajścia wypadku ubezpieczający obowiązany jest użyć dostępnych mu środków w celu ratowania przedmiotu ubezpieczenia oraz zapobieżenia szkodzie lub zmniejszenia jej rozmiarów".
W rozszerzonych programach ubezpieczeniowych możliwe jest by to ubezpieczyciel pokrył koszty takiej operacji.
Przedstawiciele resortu rolnictwa zapowiedzieli wsparcie dla poszkodowanych w wysokości ok. 5 tys. zł do hektara, na którym występują niezebrane płody rolne. Przy 27 tys. hektarach z niezebranymi plonami daje to 135 mln zł.
oprac, e-mk, ppr.pl
19737335
1