KE dostosuje się do wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE dot. wykrytego w miodzie GMO - zapewnił w środę jej rzecznik. Wyrok może mieć daleko idące skutki dla producentów i importerów miodu. UE importuje dużo miodu z Chin i Argentyny, gdzie jest wiele upraw GMO.
- Jest bardzo prawdopodobne, ze orzeczenie Trybunału będzie miało wpływ na import miodu, ponieważ UE nie jest samowystarczalna i importuje miód z krajów trzecich, w których istnieją uprawy genetycznie modyfikowane - powiedział rzecznik KE ds. zdrowia Frederic Vincent podczas codziennego briefingu KE. Dodał, że sprawa produkcji miodu i możliwego zakażenia GM będzie omawiana z ekspertami z państw UE już na spotkaniu stałego komitetu ds. bezpieczeństwa żywności 22 września.
Działania KE skupią się przede wszystkim na odmianie kukurydzy MON 810, która zgodnie z prawem UE, została dopuszczona na unijny rynek (również w żywności i w paszach), ale pozwolenie to nie dotyczy miodu.
We wtorek Trybunał Sprawiedliwości UE orzekł, że miód zawierający nawet śladowe ilości pyłku zmodyfikowanej genetycznie kukurydzy, stanowi "żywność zawierającą składniki wyprodukowane z GMO (organizmu genetycznie modyfikowanego)" i nie może być sprzedawany bez wcześniejszego zezwolenia.
Stwarza to dziurę prawną, która może mieć daleko idące skutki dla importerów i producentów miodu, którzy będą musieli najprawdopodobniej zacząć sprawdzać zawartość produktu pod względem zawartości GMO. Obecnie prawo unijne nakazuje oznaczenie produktów etykietą "zawierające GMO", kiedy zawierają co najmniej 0,9 proc. materiału genetycznie zmodyfikowanego. Nie odnosi się to do obecności "przypadkowej" lub "technicznie nie do uniknięcia", np. w wyniku zapylenia. Taki sposób oznakowania nie obejmuje miodu, którego etykieta musi określać jedynie miejsce pochodzenia produktu. Oznacza to prawdopodobnie, że UE będzie musiała wprowadzić system etykietowania miodu pod względem zawartości GMO. Nałoży to z kolei na producentów kukurydzy genetycznie modyfikowanej obowiązek wystąpienia o zezwolenie na użycie kukurydzy do produkcji miodu.
Szczególne ryzyko orzeczenie Trybunału kładzie jednak na importerów miodu, ponieważ miód zawierający w sobie ślady produktów genetycznie zmodyfikowanych może być teoretycznie wycofany z rynku. - Jeśli produkt zmodyfikowany genetycznie jest dopuszczony do użycia w żywności w UE, (produkt końcowy) będzie musiał być oznaczony, jeśli zawiera dawkę większą 0,9 proc. (...) jeśli miód importowany z kraju spoza UE zawiera GMO, które nie jest dozwolone dla żywności przez prawo UE, wtedy taki produkt nie może się znajdować na rynku unijnym - wyjaśniał dziennikarzom ekspert KE.
Według danych KE, Europa jest drugim na świecie producentem miodu - roczna produkcja wynosi, około 200 tys. ton. Jest jednak równocześnie ważnym importerem. Rocznie kraje UE importują około 140 tys. dodatkowych ton miód, czyli około 40 proc. całkowitego spożycia tego produktu, głównie z Argentyny (około 40 tys. ton) i Chin (około 33 tys. ton). W obu krajach, a w szczególności w Chinach, uprawy genetycznie modyfikowane, niedozwolone na rynku unijnym, są bardzo liczne - nietrudno więc o to, by miód zawierał w sobie pyłki genetycznie zmodyfikowanych upraw. Podobna sytuacja istnieje w innych krajach eksportujących miód do UE, czyli Meksyku, czy Brazylii.
Jak na razie KE nie przewiduje wycofania z rynku tego miodu. Vincent nie chciał spekulować o możliwych działaniach KE, podkreślając, że wszystko zostanie omówione z krajami UE 22 września i z producentami miodu. Na spotkaniu KE przedstawi m.in. analizę prawną wyroku Trybunału.
Wtorkowe orzeczenie Trybunału odnosiło się do sporu między niemieckim pszczelarzem, a krajem związkowym Bawarii Freistaat Bayern, właścicielem gruntów, na których w celach badawczych uprawiania była kukurydza modyfikowana genetycznie (MON 810). W pobliżu tych terenów Karl Heinz Bablok produkuje miód, a do 2005 r. produkował także pyłek pszczeli jako uzupełniający preparat odżywczy. W 2005 r. stwierdzono obecność DNA kukurydzy MON 810 oraz transgenicznych białek w pyłku zebranym przez pszczelarza z uli wystawionych w odległości 500 m od uprawy GMO.
W związku z zanieczyszczeniem, pszczelarz wszczął postępowanie przed sądami niemieckimi przeciwko Freistaat Bayern, przyłączyło się do niego czterech innych pszczelarzy. Chociaż Trybunał doszedł do wniosku, że pyłek pochodzący z modyfikowanej kukurydzy, który utracił zdolność replikacji, nie wchodzi już w zakres pojęcia "GMO", którego wprowadzenie na rynek wymaga zezwolenia, to produkty tj. miód i uzupełniające preparaty odżywcze zawierające taki pyłek stanowią "żywność zawierającą składniki wyprodukowane z GMO" w rozumieniu unijnego rozporządzenia, potrzebują więc zezwolenia. Odnośnie miodu Trybunał podkreślił, że pyłek ten nie jest ciałem obcym ani zanieczyszczeniem, lecz "normalnym składnikiem tego produktu".
Według danych KE produkcja kukurydzy MON 810 dotyczy około 90-100 hektarów w całej UE, z czego najwięcej, bo aż 80 proc znajduje się w Hiszpanii. Producentami są też Portugalia, Czechy, Słowacja, Rumunia i w Polska. Kukurydza MON 810 jednym z dwóch GMO, obok ziemniaków, Amflory, których produkcja jest dozwolona w Europie.
6571282
1