Jeżeli epidemia dotrze do Polski, straty hodowców mogą przekroczyć nawet kilkaset milionów złotych, a więc znacznie więcej niż przewidziano w budżecie na wypłatę odszkodowań. Niestety, jak dotąd żadne z towarzystw ubezpieczeniowych nie oferuje farmerom odpowiedniej polisy.
W Polsce działa 200 zakładów drobiarskich. Właściciele firm nie narzekają na koniunkturę: produkcja przemysłowa drobiu w pierwszym półroczu 2005 roku była o ponad 20 proc. większa niż przed rokiem. Poprawia się też wymiana handlowa z zagranicą. Ptasia grypa, gdyby pojawiła się w naszym kraju, popsułaby dobrą koniunkturę w branży i spowodowałaby bankructwo wielu hodowców, zakładów zajmujących się ubojem i handlem mięsem drobiowym. Załamałby się także eksport polskiego drobiu, który w pierwszej połowie tego roku zwiększył się o 52,5 proc., do ok. 80 tys. ton.
Rosyjskie doświadczenia
Eksperci z IERiGŻ uważają nawet, że Polska nieco skorzystała na epidemii ptasiej grypy w Rosji, gdzie latem zaatakowała ona kilka obwodów na Syberii. Światowa Organizacja Zdrowia i rosyjskie służby epidemiologiczne ostrzegły wtedy świat przed możliwością przenoszenia wirusa przez przemieszczające się dzikie ptaki. Niestety, informacje o przypadkach wystąpienia ptasiej grypy w Rumunii i Turcji, które znajdują się znacznie bliżej Polski niż Syberia, grożą spadkiem popytu na mięso i wędliny drobiowe.
Dmuchamy na zimne
Jednak zdaniem lekarzy weterynarii poważnego zagrożenia jak na razie nie ma. Pod warunkiem, że fermy drobiu w Polsce będą stosować wszystkie z jedenastu środków bezpieczeństwa zalecanych przez głównego lekarza, np. ubrania ochronne, śluzy dezynfekcyjne i specjalnie nasączone maty. Od 8 października Polska wprowadziła zakaz wwozu żywego drobiu i innych ptaków, jaj i produktów z drobiu nie poddanych obróbce cieplnej z Turcji i Rumunii.
Strachy na lachy
Równie spokojni jak służby weterynaryjne są hodowcy. – W Polsce zagrożenie nie jest naszym zdaniem aż tak wysokie, bo ponad 90 proc. drobiu hodowane jest w warunkach zamkniętych, inaczej niż na Zachodzie Europy, na przykład w Holandii i we Francji – tłumaczy Rajmund Paczkowski, dyrektor zarządu Płockich Zakładów Drobiarskich „SADROB” oraz prezes Krajowej Rady Drobiarstwa – Izby Gospodarczej. Jego zdaniem szum medialny wokół zagrożenia epidemią ptasiej grypy w Polsce nie jest adekwatny do sytuacji. – Zostało jasne stwierdzone przez ornitologów, że ryzyko, aby zarażone ptaki dotarły do Polski jest niewielkie, ponieważ udając się jesienią do ciepłych krajów nie przelatują nad Polską. Podejrzewam nawet, że za część szumu medialnego odpowiadają koncerny farmaceutyczne produkujące szczepionki, które skutecznie lobbują, bo na ptasiej grypie mogą zarobić – dodaje Rajmund Paczkowski.
Za odszkodowania i zwalczanie skutków ekonomicznych wystąpienia choroby odpowiada polski rząd. – Państwo ma rekompensować ewentualne straty hodowców, ale mamy obawy o wielkość zabezpieczonych środków i o sposób wyceny ptaków – uważa Leszek Kawski z KRDIG.
Szczepionki w rezerwie
Państwowa Agencja Rezerw Materiałowych dysponuje pozabudżetowymi środkami w wysokości ok. 106 mln zł. 70 mln zł z tej kwoty ma zostać przeznaczone na zakup leku wirusowego, a pozostała kwota – na zakup sprzętu dla służb weterynaryjnych. Rząd przyjmie za tydzień autopoprawkę do budżetu na 2006 r. w kwocie 20 mln zł. Ma to być rezerwa na zakup szczepionki na ptasią grypę, gdyby doszło do identyfikacji wirusa niebezpiecznego dla ludzi – poinformował Piotr Sawicki, wiceminister finansów na posiedzeniu rządu.
Ci, którzy obawiają się, że pieniędzy budżetowych nie wystarczy, nie mogą liczyć na doubezpieczenie się w ramach polisy dobrowolnej. Po pierwsze dlatego, że nie bardzo wiadomo, od jakiej kwoty miałoby odpowiadać towarzystwo. Po drugie, nie ma chętnych do zawierania takich umów.
Ryzykowne polisy
Mamy w ofercie ubezpieczenie drobiu, ale nie objęłoby ono skutków epidemii ptasiej grypy – mówi Michał Witkowski z PZU.
Jeśli już uda się znaleźć ofertę, to jest ona uwarunkowana zawarciem umowy na ubezpieczenie całego mienia gospodarstwa. Ubezpieczenia drobiu są bardzo ryzykowne, bo w praktyce szkoda wynikająca z wypadku czy choroby oznacza zagładę tysięcy kurczaków. Najczęstszą przyczyną szkód są czynniki subiektywne, np. rodzaj paszy, temperatura, wilgotność czy dostęp do świeżego powietrza.