Pogorszenie nastrojów wśród producentów żywności wynika głównie z faktu, że chyba nikt obecnie nie jest w stanie przewidzieć, jak będzie wyglądał rynek żywności w ciągu najbliższych miesięcy. Obawy przed drugą falą epidemii i jej negatywnym wpływem na rynki eksportowe powodują, że przedsiębiorcy z dużą ostrożnością podchodzą do ewentualnych inwestycji i możliwości zwiększenia sprzedaży na rynkach zagranicznych. Również szybko rosnące koszty produkcji związane między innymi z koniecznością utrzymania drogich antycovidowych procedur nie sprzyjają stabilności funkcjonowania. Szczególnie, że żadna procedura nie jest w stanie w 100% ochronić pracowników przed zarażeniem, a zakładu przed ewentualnym przestojem i wynikającymi z niego stratami. Warto zauważyć, że duża część zakładów wykorzystała swoje rezerwy na przetrwanie pierwszej fali pandemii. Większość utrzymała miejsca pracy mimo spadku sprzedaży sięgających nawet 25 proc., jak to miało miejsce np. w branży napojowej. Jeżeli sytuacja powtórzy się jesienią, część firm nie będzie miała żadnych rezerw i może nie przetrwać. To czarny scenariusz, jednak trzeba go brać pod uwagę. Widać też wyraźnie, że w najbliższym czasie w Polsce może znacząco wzrosnąć bariera popytu spowodowana pogorszeniem się siły nabywczej konsumentów, a to oznacza zwiększoną konkurencję i to głównie cenową. Bardzo wysokie spadki cen w sektorach drobiu i wołowiny pokazały, jak czuły jest polski rynek na zwiększenie podaży wynikającej ze spadku eksportu – podsumowuje Andrzej Gartner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.