Kukurydza rozpoczęła kwitnienie. W porównaniu z ubiegłym rokiem z opóźnieniem. Wynosi ono z reguły kilka dni, ale w niektórych rejonach naszego kraju nawet dwa tygodnie. Rośliny nie zmagają się ani ze stresem suszy, ani wysokiej temperatury – aura jest dla nich przyjazna. Jest wilgotno i ciepło. A to zapowiedź odpowiedniego zapylenia i dobrego zaziarnienia kolb. Jednak kukurydza jest zdecydowanie niższa niż standardowo. Po fazie kwitnienia nie nadrobi już strat w budowaniu biomasy. Czy to odbije się na plonie?
Wyjątkowo zimny maj z lokalnie występującymi przymrozkami zahamował rozwój siewek. Pomimo tego, iż w czerwcu warunki termiczne uległy zdecydowanej poprawie, roślinom nie udało się nadrobić zaległości. Na przełomie lipca i sierpnia plantacje nie wyglądają imponująco. Są średnio o kilkadziesiąt centymetrów niższe niż były w ubiegłym sezonie. Biomasa roślin jest zredukowana.
W przypadku odmian uprawianych na ziarno, można przypuszczać, iż odpowiednie zapylenie i zaziarnienie kolb przy dość dużej powierzchni asymilacyjnej liści, która nie została tak mocno ograniczona, powinno wpłynąć pozytywnie na plony. Im większa powierzchnia liści zdolna do fotosyntezy, tym więcej energii może roślina wytworzyć i przeznaczyć na rozwój ziarniaków. Wysokość roślin ma drugorzędne znaczenie. Może plony nie będą rekordowe, ale niższe rośliny nadal mogą wytworzyć duże kolby.
Zdecydowanie gorzej prezentują się odmiany uprawiane na kiszonkę. Mniejsza biomasa to mniejszy plon. Dla wielu hodowców bydła pojawiło się ryzyko przygotowania niewystarczającej ilości kiszonki z kukurydzy, która jest podstawową paszą w żywieniu. Z pewnością wkrótce pojawią się ogłoszenia – kupię/sprzedam kukurydzę „na pniu”. Dwa lata temu z podobnymi problemami, choć wywołanymi innymi anomaliami – deficytem opadów, zmagali się producenci z centralnej Polski. Susza przyczyniła się do skrócenia międzywęźli i wykształcenia wyraźnie niższych niż zazwyczaj roślin. Na wielu stanowiskach rośliny nie przekroczyły 1,5 metra wysokości. Biomasa była nawet o 30% niższa niż w latach ubiegłych. Producenci bydła mieli problem z zabezpieczeniem bazy pokarmowej. By zapewnić dostateczną ilość paszy, decydowali się na wcześniejszy zbiór na kiszonkę plantacji przeznaczonych początkowo do zbioru na ziarno. Pozwoliło to uzupełnić braki kiszonki, ale pogorszyło jej parametry jakościowe. Nie było jednak innej możliwości, by sporządzić odpowiednią ilość paszy.
Doświadczenia z 2023 roku i bieżącego sezonu pokazują, jak pogoda, która zawsze jest niewiadomą, może pokrzyżować plany producentom kukurydzy. Warto zatem wybierać do uprawy odmiany uniwersalne. W każdym gospodarstwie prowadzącym produkcję zwierzęcą powinno przeznaczać się część areału pod ich zasiewy. Wybór tych odmian jest odpowiedzią na coraz bardziej zmienne warunki pogodowe. Daje możliwość decydowania o przeznaczeniu produkcji dopiero pod koniec sezonu. W przypadku chęci uzyskania większej ilości biomasy można skosić je wcześniej na kiszonkę, a w sytuacji zabezpieczenia już odpowiedniej bazy pokarmowej dla zwierząt gospodarskich można je wtedy zebrać na ziarno. To dywersyfikacja ryzyka produkcyjnego. Przykładem takiej właśnie odmiany jest dobrze już znana na naszym rynku DKC3201. Przy wykorzystaniu na ziarno wyróżnia się bardzo wysokim i stabilnym poziomem plonowania, natomiast w przypadku zbioru na kiszonkę charakteryzuje się bardzo wysokim plonem ogólnym suchej masy oraz znakomitymi parametrami jakościowymi. Bardzo dobra kondycja oraz wysoka, jak na ten rok, biomasa roślin wynika między innymi z bardzo silnego wigoru początkowego oraz wysokiej tolerancji na niską temperaturę. To jest szczególnie istotne w warunkach tak chłodnej wiosny, jak tegoroczna.
Ostatnie lata pokazały, jak często mamy do czynienia z anomaliami pogodowymi. W jednym roku rośliny dotyka stres suszy i wysokiej temperatury, w innym ulewne deszcze. Wiosenne chłody hamują wzrost kukurydzy. Odmiany uniwersalne są buforem ochronnym, który uniezależnia rentowność produkcji od warunków pogodowych.
Anna Rogowska
oprac, e-red, ppr.pl