Marsz gwiaździsty bezrobotnych dotarł w środę 27 sierpnia br. do Warszawy. Bezrobotni udali się pod Kancelarię Premiera, by przekazać szefowi rządu petycję ze swoimi postulatami. Utworzyli tam miasteczko slumsów, by - jak mówili - pokazać rządowi, w jakich warunkach żyją.
Marsz na Warszawę bezrobotni rozpoczęli tydzień temu. Piechotą i autostopem
do stolicy dotarli członkowie Ruchu Obrony Bezrobotnych z Katowic, Wrocławia i
Szczecina. Do marszu przyłączyły się też osoby bez pracy m.in. z Krakowa,
Legnicy, Gorzowa Wielkopolskiego, Białegostoku, Olsztyna.
Po mszy w
kościele Świętego Krzyża bezrobotni pomaszerowali pod Kancelarię Premiera. Idąc
Nowym Światem skandowali Pracy i chleba. Namawiali przechodniów, by
przyłączyli się do marszu.
Pod Kancelarią Premiera zebrało się około 500
osób. Bezrobotni odczytali swoje postulaty. Najważniejszy z nich to umożliwienie
udziału w obradach Komisji Trójstronnej i powołanie zespołu kryzysowego do spraw
bezrobocia. Bezrobotni chcą też nowelizacji ustawy o zatrudnieniu i
przeciwdziałaniu bezrobociu i wprowadzenia bezpłatnych przejazdów PKP, PKS i
środkami komunikacji miejskiej dla osób poszukujących pracy.
W ramach
protestu bezrobotni rozstawili przed Kancelarią Premiera "miasteczko slumsów".
Ma ono pokazać szefowi rządu "rzeczywistość, jaka panuje w większości miast i
małych wiosek". - W praktyce będą to mieszkania budowane na wzór brazylijski,
czyli małe budynki z kartonów, dykty - zapowiadają organizatorzy akcji.
Bezrobotni i najubożsi zamieszkają w tych slumsach tak długo, aż władza
Rzeczpospolitej przyjmie te postulaty i zacznie rozmawiać - zapowiadają
uczestnicy marszu.
Pierwszy marsz na Warszawę zwolennicy ROB
zorganizowali niemal dokładnie rok temu. Manifestowali wówczas przed Sejmem i
Kancelarią Premiera. Uważają, że zostali potraktowani arogancko, a ich postulaty
zostały zlekceważone.