Nastoletni uczniowie krakowskich szkół z całą pewnością mają problem. Wprowadzono dla nich zakaz publicznego całowania - pisze "Życie Warszawy".
"Okazywanie uczuć to piękna rzecz. Jednak są miejsca bardziej do tego
stosowne niż szkoła" - tłumaczy Marek Stępski, dyrektor II LO w Krakowie.
Wobec uczniów, którzy łamią zakaz, nie stosuje żadnych represji. Nie podoba mu
się zbyt częsta spontaniczność podopiecznych. "Całowania w szkole jest coraz
więcej. Zauważam wyraźną tendencję rosnącą i to mnie niepokoi" - mówi
dyrektor Stępski.
"To dość śmieszny pomysł" - pomysł o zakazie
uczniowskich pocałunków wywołuje rozbawienie w warszawskim kuratorium
oświaty.
Jednak nie wszyscy pedagodzy w stolicy są tak
wyrozumiali.
"Nie jest właściwe, jeśli dziewczyna siada na kolana
chłopakowi i namiętnie go całuje. Zakochani nie powinni afiszować się w szkole
ze swoimi uczuciami" - twierdzi Teresa Kuran, dyrektor XXVII LO im.
Czackiego. Jej zdaniem, młody człowiek powinien znać umiar w delikatnych
kwestiach.
W jej szkole formalnie nie obowiązuje zakaz całowania. Nikt
jednak nie pozwala sobie na zbyt spontaniczne zachowanie.
Podobnego
zdania jest rzecznik resortu edukacji. "Czym innym są całusy na powitanie lub
dla solenizanta, a czym innym namiętne pocałunki. Takie publiczne demonstrowanie
nie jest w dobrym tonie. Ale nie powinniśmy mieć złudzeń, że na każde zachowanie
możemy znaleźć przepis" - tłumaczy Małgorzata Szelewicka.