Studencie płać, ale nie wymagaj - tak wygląda rzeczywistość prywatnych uczelni. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów ma zastrzeżenia co do 80 proc. skontrolowanych szkół.
Przykładów na rażące łamanie prawa jest klika. Po pierwsze zastrzeganie sobie
przez szkoły, że będą zwracać studentom czesne tylko wtedy, gdy przestaną
działać z powodów od nich niezależnych. A takich, oprócz bombardowania i
trzęsienia ziemi, po prostu nie ma. Wszystkie praktycznie zależą od
uczelni.
Kolejny przykład to gigantyczne kary za rezygnację ze
studiowania, a także odsetki za spóźnienia. - Opóźnienie w zapłaceniu
czesnego zobowiązuje studenta do zapłacenia odsetek karnych w wysokości 1 proc.
za każdy dzień. To jest ewidentna lichwa - mówi prezes Urzędu Ochrony
Konkurencji i Konsumentów.
Cezary Banasiński nie dopatrzył się natomiast
w umowach kar dla szkół, które z własnej winy muszą przerwać kształcenie
studentów. Pocieszający jest jednak fakt, że większość uczelni, w których
znaleziono zapisy niezgodne z prawem, naprawiło swoje błędy.