Czy zdrożeją obiady w stołówkach kieleckich szkół? Na razie nie wiadomo. Jednak od pierwszego stycznia przestało obowiązywać rozporządzenie, na mocy którego samorządy mogły dotować obiady szkolne dla wszystkich uczniów, bez względu na ich sytuację materialną. Trybunał Konstytucyjny orzekł, że o pomocy materialnej powinna decydować ustawa. Ustawa została uchwalona, niestety, nie jest precyzyjna...
Część samorządów w kraju już uznała, że nie ma podstaw do dotowania obiadów.
W Kielcach na razie nie ma decyzji w tej sprawie. Obecnie w stołówce szkolnej za
około 3 złote dziecko może zjeść dobry obiad złożony z dwóch dań. Z pełnych
refundacji korzystają tylko dzieci objęte opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy
Rodzinie.
- W naszej szkole obiady na stołówce je 142 dzieci spośród
376 wszystkich uczniów, czyli jedna trzecia szkoły - mówi Bożena Potocka,
dyrektor Szkoły Podstawowej nr 19 w Kielcach. - MOPR refunduje wyżywienie dla 42
uczniów, dwójka korzysta z obiadów sponsorowanych przez prywatnego ofiarodawcę,
a 98 uczniów płaci za posiłek 2,8 zł. Na razie nie mamy żadnych decyzji z
Wydziału Edukacji Urzędu Miasta, więc opłaty za obiady pozostają bez zmian.
Jeśli jednak wzrosną, na pewno wielu rodziców zrezygnuje nie tylko z wykupywania
dzieciom posiłków w szkole, ale także z pozostawiania ich na świetlicy -
obawia się.
- Do połowy stycznia nie podejmiemy w tej sprawie żadnych
decyzji, czekamy na stanowisko rządu - mówi wiceprezydent Kielc Andrzej Sygut. -
Na pewno nic się nie zmieni w kwestii refundowania obiadów dla uczniów z
biednych rodzin z list Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Te refundacje
stanowią 60 procent wydatków, przekazywanych przez miasto na dożywianie w
szkołach. Zagrożeni podwyżkami mogą być uczniowie z rodzin przeciętnych i
zamożnych. Na razie nic więcej nie mogę powiedzieć, bo opinie rządowe w tej
sprawie zmieniają się co godzinę.
Ministerstwo zapowiada, że wyda
rozporządzenie o tym, że szkoła może prowadzić stołówkę wydającą posiłki dla
dzieci po cenie "wkładu do kotła", więc ceny nie powinny wzrosnąć. Na razie
jednak takiego rozporządzenia nie ma.
Do problemu z dużym spokojem podchodzi
część wiejskich gmin. Powód jest prosty, uczniów mają mniej, poza tym na wsi
"wkład do kotła" jest tańszy. - Gmina refunduje tylko posiłki dla dzieci z
ubogich rodzin. Do reszty nie dopłacamy, bo obiady są i tak tanie - mówi
Paweł Marwicki, zastępca wójta Łagowa. - Dzięki staraniom pracownic stołówek
koszt jednego posiłku to około 2 zł. Panie korzystają z jarzyn z ogródków
przyszkolnych, produktów kupowanych od miejscowych rolników, same przygotowują
weki. Dlatego koszt posiłku nie jest wysoki.