Zasoby ziemi ograniczają uprawę roślin na cele energetyczne. Wytwarzanie biomasy jest bowiem konkurencyjne wobec produkcji żywności - uważa dr Mariusz Matyka z Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa (IUNG) w Puławach.
Matyka w swojej pracy pt. "Rolnictwo a odnawialne źródła energii. Szanse i Zagrożenia" podkreśla, że przy produkcji na cele energetyczne trzeba również brać pod uwagę inne czynniki produkcji, np. pracę czy zasoby wodne.
Jednym z argumentów, które przemawiają za propagowaniem rozwoju produkcji na cele energetyczne, jest potencjalny wzrost zatrudnienia na obszarach wiejskich związany z produkcją, logistyką i wykorzystaniem biomasy. Szacuje się, że produkcja biomasy może przyczynić się do utworzenia 190 tys. miejsc pracy do 2030 roku.
Niektórzy z ekspertów oceniają, że w samym sektorze produkcji energii może powstać 386 tys. nowych miejsc pracy - bez uwzględniania dodatkowego zatrudnienia w sektorze usług przy produkcji biomasy.
Istotnym czynnikiem produkcji jest woda. Eksperci wskazują, że wieloletnie uprawy roślin energetycznych wymagają większych zasobów wody niż inne uprawy. Jeżeli rośliny będą miały niewystarczającą ilość wody, będą ją czerpać z gleby, obniżając poziom wód gruntowych. Ponadto np. miskant (roślina energetyczna) i wierzba w dużym stopniu wykorzystują wody opadowe, co ogranicza zasilenie wód gruntowych przez opady. Pokazuje to konieczność dokładnego przeanalizowania skutków hydrologicznych takich nasadzeń.
Dr Matyka podkreśla, że kluczowe znaczenie dla produkcji biomasy mają jednak zasoby ziemi, które są dobrem niepomnażalnym i nieprzemieszczalnym.
W wielu europejskich opracowaniach nasz kraj postrzegany jest jako znaczący producent surowców energetycznych. Europejska Agencja Środowiska, szacuje, że Polska do roku 2030 może przeznaczyć pod uprawy na cele energetyczne około 5 mln ha użytków rolnych. Byłaby to największa w UE powierzchnia gruntów przeznaczona na produkcję surowców energetycznych.
Jednak, zdaniem wielu polskich ekspertów, unijne prognozy są raczej nierealne - nawet przy założeniu, że plony roślin uprawnych, głównie zbóż, w tym czasie zwiększą się. Najbardziej prawdopodobne jest, że w najbliższych latach pod uprawy na cele energetyczne będzie można przeznaczyć maksymalnie 1,7 mln ha gruntów, w tym 0,5 mln ha pod produkcję rzepaku na biodiesel, 0,6 mln ha gruntów ornych pod ziemiopłody przeznaczone na etanol i ok. 0,6 mln ha pod plantacje roślin energetycznych.
Zdaniem Matyki, uwzględniając istniejące uwarunkowania do 2020 r. w Polsce pod produkcję wyłącznie na cele energetyczne można przeznaczyć ok. 2 mln ha. Dodatkowo na 1-1,5 mln ha prowadzona będzie równorzędna produkcja na cele energetyczne i żywnościowe (np. produkcja zbóż, gdzie słoma będzie trafiała na cele energetyczne).
Według naukowca, jest to i tak duże wyzwanie biorąc pod uwagę, że w naszym kraju, jak i w całej Unii Europejskiej, występuje trwała tendencja zmniejszania powierzchni użytków rolnych. W ciągu 50 lat powierzchnia użytków rolnych zmniejszyła się o ok. 25 proc. - z 20,3 mln ha w 1961 roku do 15,5 mln ha w 2010 roku.
Tendencja ta nadal będzie się utrzymywała ze względu na rozwój infrastruktury mieszkaniowej i drogowej oraz potrzeby rekreacji i ochrony środowiska. Dlatego też, uwzględniając ograniczoność zasobów ziemi, gleby najlepszej jakości powinno przeznaczać się pod produkcję żywności i pasz, a słabsze - na uprawy roślin energetycznych.
Jak zauważa Matyka, efektywność wykorzystania zasobów ziemi w warunkach Polski jest dodatkowo ograniczona przez duże rozdrobnienie gospodarstw rolnych. Średnia wielkość gospodarstwa wynosi ok. 10 ha.
9088628
1