Nie ma łatwych rynków, które mogłyby zastąpić w handlu niedostępne z racji sankcji Rosję i Ukrainę. Trzeba sięgnąć do tych trudniejszych - informuje "Gazeta Wyborcza".
Dlatego Ministerstwo Gospodarki chce znaleźć dla naszej żywności odbiorców w Azji i na Bałkanach. Ma w tym pomóc specjalny program promocyjny ukierunkowany na najbardziej obiecującą jedenastkę krajów - siedem azjatyckich (Azerbejdżan, Indie, Indonezja, Mongolia, Wietnam, Malezja i Turkmenistan) i cztery bałkańskie (Chorwacja, Serbia, Macedonia oraz Bośnia i Hercegowina).
Ponieważ jest skierowany raczej do małych firm, będzie polegał głównie na przywożeniu przedstawicieli sieci handlowych, innych potencjalnych kontrahentów i dziennikarzy, organizowaniu konferencji promocyjnych w każdym z tych krajów oraz kampanii promocyjnej w tamtejszych mediach. Resort przeznacza na to ok. 50 mln złotych.
Jednocześnie resort gospodarki i rolnictwa wraz z inspekcją fitosanitarną i weterynaryjną dokładnie sprawdziły, jakie mamy szanse, by sprzedawać artykuły rolno-spożywcze na wielu innych rozwijających się rynkach. Okazuje się, że jest całkiem sporo miejsc, w których nie trzeba już żadnych dodatkowych procedur dopuszczających. Do Korei mogą jechać mrożonki, masło, śmietana czy sery żółte, do Wietnamu - także wieprzowina i drób, do Chin - mleko, sery żółte i drób, do Maroka - kapusta, ogórki i serwatka. Ministerstwo zwraca też uwagę na przypadki towarów, których eksport jest dozwolony, ale nie należy oczekiwać, że trafi w gusta lokalnych konsumentów. Tak jest chociażby z wiśniami w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, które są za kwaśne jak na tamtejsze kubki smakowe.
Z zestawienia, które udostępnia MG, wynika, że relatywnie najłatwiej powinno być producentom syropów cukrowych (najwięcej dostępnych rynków) oraz serów i masła.
9216873
1