Rosja preferuje jedno z polskich stowarzyszeń eksporterów owoców. Czy czeka nas afera owocowa? - pyta "Puls Biznesu". Sprawie już przygląda się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Jabłka to tradycyjnie najważniejsza pozycja w polskim eksporcie produktów roślinnych do Rosji. A Rosja to największy rynek zbytu polskich jabłek, w 2010 r. wart ponad 400 mln zł. To tłumaczy poziom emocji rodzimych eksporterów owoców.
Stowarzyszenie Polskich Dystrybutorów Owoców i Warzyw Unia Owocowa (UO) wystąpiło do Ministerstwa Rolnictwa o "podjęcie działań administracyjnych" w stosunku do Polskiego Stowarzyszenia Producentów i Eksporterów Owoców i Warzyw (PSPE). Pierwsza organizacja zarzuca drugiej, że realizuje cele "sprzeczne z polską racją stanu" i de facto jest "obcą ekspozyturą".
Awantura dotyczy tzw. aktu przedwstępnej kontroli, jaki w porozumieniu z rosyjską federalną służbą nadzoru weterynaryjnego i fitosanitarnego wydaje od ub. roku PSPE. Ten prywatny dokument zastępuje uzgodnione oficjalnie przez Rosję i Polskę świadectwa bezpieczeństwa i wyniki badań laboratoryjnych.
Wydawanie "aktu przedwstępnej kontroli" dla każdej partii towaru kosztuje 300 euro. Członkowie UO nazywają to "haraczem" monopolizującym eksport do Rosji. Tym bardziej, że Rosjanie cofnęli czterem polskim laboratoriom prawa do wydawania oficjalnych świadectw bezpieczeństwa, a od środy wprowadzili restrykcje w postaci szczegółowej kontroli na granicy dla 11 polskich eksporterów. Tak się składa, że dotyczy to przede wszystkim firm zrzeszonych w UO.
Szefowie UO są przekonani, że cofnięcie akredytacji pozostałym polskim laboratoriom to kwestia czasu, a wtedy jabłka do Rosji będzie można eksportować tylko dzięki prywatnym certyfikatom PSPE.
"Puls Biznesu" twierdzi, że na wniosek ministra rolnictwa Marka Sawickiego sprawą zajmuje się już ABW