Skupiska dzikiego ptactwa w dorzeczu Warty czy mokradła wzdłuż Odry – to miejsca szczególnie zagrożone, zwłaszcza teraz kiedy w Polsce potwierdzono pierwszy przypadek ptasiej grypy. Ale niebezpieczne mogą być także centra miast, gdzie ludzie bardzo często dokarmiają gołębie.
Mokradła wzdłuż Odry to dom setek tysięcy dzikich ptaków. Park Krajobrazowy Dolnej Odry leży po obu stronach granicy: polskiej i niemieckiej. To ulubione miejsce klaczek, łabędzi i kormoranów. Ornitolodzy już wypatrują masowych przylotów ptaków, wszak robi się coraz cieplej.
Staramy się to monitorować; wiedzieć gdzie i ile ptaków przebywa; rozglądać się, czy nie ma ptaków martwych - mówi Blandyna Migalska, która kieruje parkiem. Jak zapewniała naszą reporterkę, władze parku są w stałym kontakcie z ornitologami niemieckimi. Jednocześnie dodaje, że specjaliści doskonale znają miejsca, gdzie gromadzą się wielotysięczne stada i uspokajają, że niepokojących sygnałów nie ma.
Ale stada dzikiego ptactwa – wprawdzie nieporównywalnie mniejsze – spotkać można także w centrum miasta, jak np. Rynku Głównym w Krakowie. Tam jednak – jak sprawdził reporter RMF – nawet po niepokojących informacjach o pierwszym przypadku ptasiej grypy w Polsce – nic się nie zmieniło: mieszkańcy nadal dokarmiają gołębie.
Ale przecież rzucamy z daleka. Ta cała panika to lekka przesada - mówi kobieta, która wraz z dzieckiem pojawiła się na Rynku. Uważam, żeby ptaki mnie nie dziobały, a jak leci w moją stronę, to się uchylam - dodaje chłopiec. Podobnie sytuacja wygląda w zakolu Wisły – tam krakowianie wciąż dokarmiają łabędzie.