Lekarze weterynarii uderzyli na alarm: domowe rzeźnie stanowią zagrożenie dla konsumentów, a ubój gospodarski i bezpośrednia sprzedaż mięsa przez rolników jest cofaniem się prawodawstwa o kilkadziesiąt lat.
Ich protesty odniosły połowiczny skutek. Ukazało się właśnie rozporządzenie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi (Dz. Ustaw z 1 sierpnia 2003 r.), które miało zahamować ubój gospodarczy. Nie możemy zakazać uboju – twierdzi Maria Boratyn-Laudańska z MRiRW – ale stawiamy rolnikom takie same warunki jak rzeźniom lokalnym.
Jednak wymogi stawiane gospodarstwom, w których dopuszczony jest ubój gospodarski, nie są rygorystyczne: zagroda musi być ogrodzona, a drogi w jej obrębie - utwardzone. Układ budynków i linii ubojowych musi uniemożliwiać zanieczyszczenie mięsa. Na terenie gospodarstwa powinna być myjnia środków transportu służących do przewozu mięsa, ale myjnia może się też znajdować poza gospodarstwem. Rozporządzenie nie mówi nic o warunkach stawianych gospodarstwom, które ubijają zwierzęta rzeźne na własne potrzeby.
Potrzebna nowela
Nowelizacja Ustawy o zwalczaniu chorób
zakaźnych, badaniu zwierząt rzeźnych i mięsa oraz o Inspekcji Weterynaryjnej
weszła w życie w kwietniu br. Posłowie zgodzili się, aby "pod nóż" w
gospodarstwach poszły świnie, kozy, owce, a nawet cielęta do trzech miesięcy.
Największy sprzeciw wzbudziła jednak możliwość sprzedaży bezpośredniej mięsa z
uboju gospodarskiego.
Nowela jest niezgodna z prawem unijnym. Dopuszcza bowiem ubój w gospodarstwach nie tylko świń, ale też bydła i owiec, czego zabraniają przepisy Wspólnoty. Ustawa musi być poprawiona przed naszym wejściem do Unii. W innym przypadku Unia może nam zabronić eksportu mięsa na jej obszar.
Weterynarz musi zbadać
Zgodnie z ustawą weterynaryjną mięso
wszystkich gatunków zwierząt przed dopuszczeniem do obrotu musi być zbadane
przez lekarza weterynarii. Powiatowi lekarze nieoficjalnie twierdzą, że tylko
część rolników przestrzega tego wymogu. Ale w województwie kujawsko-pomorskim
nie mieliśmy dotąd sygnałów, że ktoś ubija zwierzęta bez badania
weterynaryjnego – mówi Roman Ratyński, zastępca dyrektora Wojewódzkiej
Inspekcji Weterynaryjnej w Bydgoszczy. – Nie było też doniesień, że rolnicy
zabijają w gospodarstwach bydło starsze niż
trzymiesięczne.