Resort środowiska przygotował projekt ustawy o organizmach genetycznie zmodyfikowanych. Można by rzec, że góra urodziła mysz. Dlaczego, bo aczkolwiek resort środowiska i resort rolnictwa zapewniają, iż ustawa ogranicza do minimum uprawy roślin GMO to jednak ustawa (zgodnie z prawem unijnym) nie zakazuje wprost wysiewania GMO.
Na czym ma niby polegać ograniczenie? Że rolnik, by wysiać np. kukurydzę MON 810 będzie musiał uzyskać od wojewódzkiego inspektora ochrony roślin i nasiennictwa zgodę na sianie GMO, a po drugie będzie musiał o swoich zamiarach powiadomić wszystkich sąsiadów. Rolnik zobowiązany też będzie do zachowania tzw. pasa ochronnego oddzielającego uprawy GMO od upraw konwencjonalnych. Warto jednak w tym miejscu zauważyć, że już chyba dzieci w szkole pobierające nauki z biologii lub po prostu żyjące na wsi wiedzą, iż nawet przy kilkusetmetrowych pasach ochronnych nie da się uniknąć przenikania GMO na sąsiednie pola a wszystkie gospodarstwa ekologiczne przy takim sąsiedztwie mają dużą szansę na utracenie certyfikatu "ekologiczności". Nawet jeśli rolnikowi siejącemu np. kukurydzę MON 810 i nie przestrzegającemu przepisów i warunków nowej ustawy inspektorat łupnie karę 25 tys. zł, to "latyfundyście", co to tysiące hektarów obsiewa, nic nie zaszkodzi nawet wielokrotność kary 25 tys. zł. Jest jedno pocieszenie - minister rolnictwa miałby w uzasadnionych przypadkach zakazywać siania konkretnego zmodyfikowanego gatunku roślin. Redakcja PPR.pl będzie bardzo zobowiązana każdemu internaucie za zgłoszenie znanego mu choćby jednego wydanego zakazu ministra.