Wyczerpuje się limit bezcłowego kontyngentu na eksport polskiego mięsa drobiowego do Unii Europejskiej przewidziany na 2004 rok, chociaż mija dopiero połowa miesiąca.
Niestety, przyczyną takiego stanu rzeczy jest wynegocjowany niezwykle niski kontyngent wynoszący zaledwie 47 tys. ton. Kontyngent jest stałą wielkością i nie ma najmniejszych szans, aby ją zmienić np. w wyniku renegocjacji. Wspomniana kwota jest tak mała, że wielu hodowców nawet nie słyszało o bezcłowym kontyngencie na eksport mięsa drobiowego do UE.
Tymczasem hodowla drobiu, zwłaszcza brojlerów, jest w dalszym ciągu nieopłacalna. W związku z tym w ostatnich latach drastycznie zmniejszyła się liczba gospodarstw rolniczych zajmujących się hodowlą drobiu. W niektórych regionach Polski nawet o 70 proc. w stosunku do lat 90.
W dalszym ciągu zwiększa się relacja między cenami detalicznymi mięsa drobiowego a cenami pasz, które są głównym wydatkiem rolnika w cyklu hodowli. Rosnące ceny zbóż paszowych, które dzisiaj oscylują wokół 650 zł za tonę, sprawiają, że nawet dotychczas najtańsze mieszanki paszowe dla brojlerów kosztują prawie 1 tys. zł za tonę.
Wzrost cen energii elektrycznej, paliw, usług weterynaryjnych, lekarstw powoduje, że hodowla drobiu staje się coraz mniej opłacalna. Ponadto hodowcom już od szeregu lat przychodzi mierzyć się z nieuczciwą konkurencją, sprowadzającą mięso do Polski z nielegalnych źródeł. Pomimo protestów drobiarzy nie podjęto skutecznych działań mających na celu wyeliminowanie szarej strefy.
- Średnie ceny pasz dla brojlerów kurzych przekroczyły już dawno 1 tys. zł za tonę, np. mieszanka "grower" - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Andrzej Danielak, wiceprezes Polskiego Związku Zrzeszeń, Hodowców i Producentów Drobiu. - A jeszcze do tego wytwórnie pasz zapowiedziały dalszy wzrost cen ich produktów. W pewnym stopniu jest to cena adekwatna do cen zbóż. Ale nie jest tak w każdym wypadku, bo właściciele paszarni, którzy kupili podczas żniw dużo taniego zboża, dzisiaj zacierają ręce.
W każdym razie, jeśli chodzi dzisiaj o pasze, to - według naszego rozeznania - 50 zł w cenie jednej tony stanowią koszty "nietrafionej" sprzedaży wytwórni, które na nas, rolnikach usiłują zniwelować poniesione straty - dodaje Danielak.
Nierówni wobec prawa i rynku Pół roku temu Holandię, Belgię i Niemcy nawiedziła epidemia ptasiej grypy. Taka sytuacja była bardzo korzystna dla polskich hodowców - zwiększyła się liczba transakcji eksportowych polskiego drobiu. Było to "pięć minut" polskich hodowców, którzy maksymalnie wykorzystali daną im szansę na poważniejsze zaistnienie, chociaż na krótko, na tamtych rynkach.
Dzisiaj jest to już tylko miłe wspomnienie. Środowiska hodowców drobiu, od kiedy zaczęły obowiązywać przepisy zakazujące skarmiania mączek mięsno-kostnych, zbulwersowane są faktem sprowadzania drobiu do Polski z państw, gdzie takie przepisy nie obowiązują.
- Już od dłuższego czasu składamy ministrowi rolnictwa postulaty, aby z Tajlandii, Brazylii czy USA nie sprowadzać do Polski tamtejszego drobiu, gdyż w tych krajach stosuje się w skarmianiu mączkę mięsno-kostną.
Nie żądamy niczego innego w tych postulatach, jak równego traktowania przez prawo nas, drobiarzy oraz firm importerskich. Skoro my nie możemy na polski rynek sprzedawać drobiu skarmianego mączkami mięsno-kostnymi, to niby dlaczego innym wolno do obrotu sprowadzać mięso drobiowe z krajów, w których dopuszcza się stosowanie tego typu paszy - pyta retorycznie Andrzej Danielak, podkreślając, że rolnicze postulaty pozostają na razie bez odpowiedzi.
Komu sprzyja minister? Coraz bardziej bolesnym problemem w środowisku hodowców drobiu jest dyktat lobby - właścicieli wylęgarni piskląt. Hodowcy, podpisując umowę kontraktacyjną z ubojnią drobiu, bardzo często zmuszeni są do kupowania piskląt ze wskazanej przez ubojnię wylęgarni. Bardzo często są to pisklęta niskiej jakości i drogie w stosunku do tych, które można kupić na wolnym rynku.
Niekiedy do kontraktacji dołączany jest zapis o konieczności kupowania paszy z wytwórni "zaprzyjaźnionej" z zakładem drobiarskim. Całość tego układu na dłuższą metę jest zabójcza dla hodowców. Innym problemem są monopolistyczne praktyki ubojni drobiu, polegające na przerzucaniu wszelkiego ryzyka gospodarczego na hodowców drobiu.
- Umowy kontraktacyjne są tak konstruowane, że nie gwarantują opłacalności dostawcy drobiu. Jako prezes hodowców drobiu określam je tak, że w znacznej części są to umowy krzywdzące rolników. Są to umowy obciążające rolników wszelkim ryzykiem, co wiąże się często ze stratami dostawcy drobiu. Są to takie niebezpieczne pułapki, w które bardzo łatwo wprowadzić rolnika, bo ten jest uzależniony od zakładu drobiarskiego. Jakby tego było mało, następuje koncentracja produkcji drobiarskiej i ministerstwo rolnictwa sprzyja tym wielkim, często różnym korporacjom.
Pomimo nadprodukcji drobiu, o której tak chętnie mówią przedstawiciele ministra rolnictwa, różnym podmiotom (ubojniom, zakładom przetwórczym i innym podmiotom gospodarczym) udzielane są poręczenia i same kredyty oraz ministerialne zezwolenia na budowę przez te podmioty kolejnych ferm drobiarskich. Na dodatek Agencja Rynku Rolnego wydaje zezwolenia na sprowadzenie do kraju dużej ilości drobiu. Już teraz do kraju wwożone jest bajecznie tanie mięso drobiowe pochodzące rzekomo z Czech - podkreśla Danielak.
Zbliżająca się akcesja Polski do UE polskiemu drobiarstwu nie zapowiada zmian na lepsze. Nikt z hodowców nie ma wątpliwości, że polscy producenci zostaną bez szans. Gigantyczne korporacje z UE w krótkim czasie będą w stanie zalać polski rynek tanim i byle jakiej jakości mięsem drobiowym. Zwykli hodowcy, działacze zrzeszeń drobiarskich wszystkich stopni, także znaczna część ekonomistów twierdzą, że po 1 maja 2004 r. w drobiarstwie będzie bardzo ciężko.
Już wiadomo, że zmniejszy się opłacalność eksportu i pogorszy się sytuacja na rynku drobiu. Jedyną osobą, która utrzymuje, iż po akcesji Polski do UE sytuacja w polskim drobiarstwie poprawi się, jest minister rolnictwa.