Kury nie niosą jajek, strusie stają się niebezpieczne, a gęsi mają mniej piskląt. Wszystko dlatego, że muszą być trzymane w zamknięciu. Powoduje to ogromne straty finansowe - opisuje sytuację lubuskich hodowców po ujawnieniu w Polsce ptasiej grypy "Gazeta Lubuska".
Dziennik podaje, że na działaniach profilaktycznych przeciwko ptasiej grypie hodowcy tracą tysiące złotych. Wielu z nich zastanawia się czy na wiosnę w ogóle zakładać stada.
Grzegorz Redliński ze wsi Długie koło Kożuchowa hoduje kury. Ma 450 niosek, które dają mu 260 jajek dziennie. Jeszcze niedawno znosiły nawet 320. Wszystko przez to, że trzymam je w zamknięciu- mówi załamany. Jak nioska ma mało światła, od razu daje mniej jaj - tłumaczy.
Kury Redlińskiego to drób ekologiczny. Chodzą luzem, są karmione zbożem, kukurydzą i buraczkami. Na jajka od takich kur chętnych nie brakuje, więc hodowca planował podwoić stado. Dopóki jednak obowiązuje nakaz trzymania drobiu w zamknięciu, raczej tego nie zrobi - zapowiada "Gazeta Lubuska".
Cierpią również hodowcy strusi, największą gehennę przeszli jesienią, gdy po raz pierwszy zamknęli swoje ptaki. Wtedy okazało się, że zwierzęta nie znoszą niewoli. To było straszne -mówi Roman Mikunda, który ma hodowlę w Zatoniu. Zaczęły się nawzajem zjadać, rozrywać sobie szyje. W zamknięciu robią się agresywne, wpadają w fobię.
Bardzo cenna jest u strusia skóra - wyjaśnia Janusz Miadzielec, który hoduje je w Czarnej koło Zaboru. Jeśli zostanie uszkodzona, cena idzie w dół.