Niejasne kryteria oceny sprawiły, że większość polskich zakładów mięsnych nie może od dziś wysyłać swoich towarów do Rosji. - Żaden transport z polskimi artykułami spożywczymi nie został do tej pory z granicy zawrócony - uspokaja dr Jacek Leonkiewicz, rzecznik głównego lekarza weterynarii.
- Żaden transport z polskimi artykułami spożywczymi nie został do tej pory z granicy zawrócony - uspokaja dr Jacek Leonkiewicz, rzecznik głównego lekarza weterynarii. Przyznaje jednak, że nie wie, czy w ogóle jakiekolwiek transporty z żywnością zostały na Wschód wysłane.
Jak pisaliśmy we wtorek, od 1 września obowiązują nowe zasady w eksporcie artykułów żywnościowych do Rosji. Tego dnia skończyła się ważność wszystkich dotychczasowych zezwoleń eksportowych, niespodziewanie bowiem po 1 maja rząd rosyjski uznał, że polskie zakłady - mięsne, mleczarskie, rybne i drobiowe - jeśli chcą eksportować do Rosji, muszą poddać się nowej kontroli.
A ponieważ Rosjanie swoich inspektorów przysłali dopiero 19 lipca, to do 1 września zdołali oni sprawdzić jedynie 75 zakładów mięsnych na 400 firm, które do tej pory się zgłosiły. Zgodę na eksport wydano tylko 19 firmom z tych 75.
Zgoda przyszła z Moskwy faksem 28 sierpnia bez żadnego wyjaśnienia, dlaczego te, a nie inne firmy ją otrzymały. Minister rolnictwa Wojciech Olejniczak wysłał 30 sierpnia do Moskwy pismo z prośbą o przyspieszenie dalszej kontroli, a także aby do czasu jej całkowitego zakończenia Rosjanie honorowali dotychczasowe zezwolenia eksportowe. Do tej pory odpowiedzi nie dostał.
Żadnej odpowiedzi nie otrzymał też główny lekarz weterynarii, który podobnej treści pismo wysłał do szefa rosyjskich służb weterynaryjnych. Za to w rozmowie telefonicznej szef naszych służb weterynaryjnych uzyskał zapewnienie ze strony rosyjskiej, że nie będzie blokady naszych transportów z żywnością od 1 września.
- Zazwyczaj jest tak, że jeśli jakiś kraj chce wprowadzić blokadę na granicy, to uprzedza o tym zainteresowaną stronę odpowiednio wcześniej. Chodzi o to, by firmy nie wysyłały niepotrzebnie transportów - powiedział nam Olejniczak.
Nastrój ministra Olejniczaka poprawia wizyta w Moskwie Davida Byrne'a, unijnego komisarza ds. zdrowia i ochrony konsumentów. Poleciał on wczoraj do Rosji na rozmowy z ministrem rolnictwa Aleksiejem Gordiejewem. Wraz z Byrnem poleciał też Cees Veerman; minister rolnictwa Holandii, która przewodniczy Unii. Wizyta Byrne'a w Moskwie może stać się kluczem do rozwiązania naszego problemu.
Może, ale nie musi. Zdaniem rzeczniczki Komisji Beate Gminder wiele się nie wskóra, bo "Rosjanie mają pełne prawo sugerować pewne rzeczy producentom. Jeżeli chcesz coś wyeksportować, to twój towar musi respektować prawo kraju, do którego go sprzedajesz" - tłumaczyła.
- Sytuacja jest i tak lepsza niż w czerwcu, gdy Rosjanie wstrzymali cały eksport - mówiła wczoraj w Brukseli Gminder. Według źródeł w Brukseli podobne szykany co polskie spotkały zakłady w krajach bałtyckich.
Doniesienia o wymazaniu informacji o krowach z polskiej bazy danych oczywiście nie ułatwiają dyskusji z Rosjanami - mówiły dziennikarzom polskim źródła w Brukseli. Chodzi o wykryty przez "Gazetę" skandal w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, gdzie na polecenie z centrali usuwano z bazy Identyfikacji i Rejestracji Zwierząt dane o pochodzeniu bydła eksportowanego przez firmę "A plus 1".
Komisarz Byrne ma wywalczyć jednolite certyfikaty eksportowe dla całej Unii. Chodzi o to, że Rosja do tej pory rozdawała certyfikaty eksportowe "po uważaniu", różne dla różnych firm i różnych krajów. Unia chce jasnych i jednolitych kryteriów przyznawania uprawnień eksportowych. Jeśli Byrne odniesie w Moskwie sukces, to będzie znaczyło, że od 1 października każdy zakład spożywczy - także polski - będzie dokładnie wiedział, jakie są wymagania rządu rosyjskiego i co trzeba zrobić, by je spełnić.
A na razie - jak powiedzieli nam producenci żywności na wschodniej stronie Polski - nie ma zmartwienia, bo to Rosjanie przyjeżdżają do nich po mięso, masło i sery.