Właściciele zakładów mięsnych szacują, że przynajmniej co dziesiąty kilogram mięsa lub wyrobów z mięsa pochodzi z nielegalnej produkcji. Z szarą strefą próbują walczyć przy pomocy inspekcji weterynaryjnej i sanitarnej. Niestety, bez większych efektów.
Miesiąc temu inspekcja weterynaryjna zlikwidowała nielegalną ubojnię trzody chlewnej i bydła w Lublinie. Skonfiskowano 20 półtusz i 600 kilogramów wyrobów, gotowych już do rozwiezienia do sklepów. Akcja była możliwa dzięki informacji od osoby, która zainteresowała się dziwnymi dostawami.
Legalni przedsiębiorcy od lat próbują walczyć z nieuczciwą konkurencją. Szukają sojuszników w ministerstwie rolnictwa, w inspekcji weterynaryjnej i sanitarnej oraz policji. Na razie z efektów nie są zadowoleni.
- Dobrze jest kontrolować to, co zarejestrowane. Trudno trafić do obiektów, które nie są zgłoszone. Nadzór twierdzi, że nie ma prawa wchodzić do tych obiektów. Policja czeka na zgłoszenia. – mówi Wiesław Różański prezes Stowarzyszenia Rzeźników i Wędliniarzy RP
Nielegalny handel mięsem więc kwitnie. Także na bazarach. Kto powinien go zwalczać? - Sprzedaż bezpośrednia należy do weterynarii, natomiast pawilony, w których sprzedaje się mięso i wędlinę kupowaną w hurtowniach my kontrolujemy - mówi Monika Jakubiak rzecznik prasowy Woj. Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie.
Weterynaria twierdzi, że na bazarach może kontrolować tylko specjalistyczne samochody sprzedające produkty pochodzenia zwierzęcego.
Sanepid broni się, że może kontrolować tylko zarejestrowaną sprzedaż i przypomina, że handlujący nielegalnie powinni być usuwani przez zarządzającego targowiskiem, który w razie problemu, może zwrócić się o pomoc do straży miejskiej lub policji.
Najskuteczniejsze są więc wspólne kontrole wszystkich służb, ale jak na razie nie likwiduje to szarej strefy. Bo dopóki są chętni do kupowania mięsa przywożonego na bazary w torbach, tak długo sprzedający znajdą sposób, aby działać poza prawem.