Skandal z zatrutym mięsem wstrząsnął Niemcami. Jedna z największych firm sprzedawała nieświeże produkty mimo codziennych wizyt i kontroli weterynarzy. Sprawą zainteresowała się już policja i prokuratura.
Afera wybuchła po tym jak bawarska inspekcja weterynaryjna nagle odwiedziła firmę zajmującą się paczkowaniem i dystrybucją artykułów mięsnych. Większość pobranych próbek mięsa nie nadawała się do konsumpcji, a kilka po prostu śmierdziało. Wykryto także bakterie salomoneli.
- Firma tłumaczy się, że zatrudniała na czarno obywateli Europy Wschodniej, którzy nie rozumieli poleceń swoich przełożonych, stąd zaniedbania - mówi Alfons Volk – prokurator.
Policja przeszukała biura firmy. Pocztą elektroniczną pracownicy zastanawiali się jak sprzedać stare mięso. Pomysł był szatańsko prosty. Towar wystarczy zapakować w nieprzezroczyste opakowania tak, aby klient w sklepie nie zorientował się, że kupuje nieświeże mięso. Władze zapowiedziały zdecydowane działania.
Pierwsze konsekwencje poniosło dwóch weterynarzy, którzy na co dzień urzędowali w firmie. Zostali zawieszeni za to, że nie dostrzegli oczywistych zaniedbań będących zagrożeniem dla zdrowia i życia konsumentów. Dwa feralne zakłady natychmiast zamknięto.