Po dwóch tygodniach od rozpoczęcia skupu interwencyjnego tuczników, w niektórych częściach woj. kujawsko-pomorskiego sytuacja na rynku wciąż się nie zmienia. Ceny są niskie, a do skupu interwencyjnego droga daleka.
W mojej okolicy sytuacja jeszcze się pogorszyła – mówi rolnik z Dąbrowy Mogileńskiej. – Gdybym chciał sprzedać tuczniki w skupie interwencyjnym musiałbym jechać aż do Szubina, w dodatku zapisać się i poczekać jeszcze w długiej kolejce. Dlatego sprzedaję świnie na miejscu, po 2,90 złotych za kilogram! Na takiej sytuacji zyskują tylko handlarze, którzy sprzedają świnie w agencyjnym skupie.
Być może gdzieś dochodzi do takich sytuacji, że ktoś kto ma swoje świnie, dokupi od innego rolnika i potem sprzedaje jako swoje, ale u nas na pewno tak się nie dzieje – zapewnia Henryk Cieśliński, prezes Zakładów Mięsnych Polmeat w Brodnicy. Brodnickie zakłady kupują bardzo dużo tuczników w skupie interwencyjnym. – Praktycznie codziennie występujemy o zwiększenie limitu o 20, 30 ton - dodaje prezes. - Agencja dzieli limit "metodą kropelkową" i w ten sposób zapobiega jego niewykorzystaniu. Mamy z tego powodu więcej pracy, ale uważam, że agencja robi słusznie.
W szubińskim "Gigancie" skończył się kolejny limit i wczoraj w firmie czekano na przydział następnego. W Oddziale Terenowym Agencji Rynku Rolnego w Bydgoszczy mają nadzieję, że limitu wystarczy dla wszystkich do końca roku. Na razie nasze województwo otrzymało 1800 ton i będziemy występować o zwiększenie limitu – twierdzi Edyta Zakrzewska , dyr. bydgoskiego oddziału. – Do końca roku skup będą prowadziły tylko te firmy, z którymi podpisaliśmy umowę w pierwszym półroczu. Kolejnych przetargów nie będzie.