Cztery do zera dla posła Ryszarda Bondy. Po raz czwarty bowiem nie rozpoczął się proces, w którym poseł oskarżony jest o przywłaszczenie 27 tysięcy ton zboża. Tym razem jednak poseł stawił się w sądzie - w przeciwnym razie trafiłby do aresztu - ale po to, by ten sąd atakować i zgłaszać kolejne wnioski.
Posłowi dopisywał w czwartek humor i chętnie opowiadał o tajemniczym zniknięciu 27 tysięcy ton zboża. Jeszcze kilka tygodni temu część winy zganiał na myszy, teraz na inne szkodniki. Dlaczego poseł unikał sądu jak diabeł świeconej wody? Twierdzi, że był chory - choć biegli sądowi orzekli, że może uczestniczyć w procesie. Nieoficjalnie mówi się, że Ryszard Bonda prowadzi wyścig z czasem, bo nie wyklucza startu w wyborach.
Poseł po raz kolejny zaskoczył sąd, domagając się zmiany przewodniczącego składu sędziowskiego, który jego zdaniem jest nieobiektywny. Prezes sądu w Goleniowie orzekła, że nie ma takiej potrzeby. Później były kolejne przerwy i kolejne wnioski - o zmianę sądu i umorzenie postępowania przeciwko synowi. Zarzuty, że prokurator naruszył immunitet poselski, że w akcie oskarżenia są braki, a sąd zaniechał obowiązków. Gdy i te wnioski zostały oddalone, Ryszard Bonda pokłócił się z adwokatem o linię obrony i zrezygnował z jego usług. Ten nie pozostał dłużny. Stąd kolejny termin sprawy: 15 września.