Rząd, wstrzymując prywatyzację uzdrowisk, skazuje je na nieuchronną śmierć z ręki konkurentów z kraju i z zagranicy – czytamy w najnowszym numerze polskiego "Newsweeka".
Co łączy Nałęczów z ekskluzywnymi kurortami: włoskim San Pellegrino i
francuskimi Comtrexeville i Vittel? Wspólny właściciel – firma East Spring
International. W styczniu 2002 roku skarb państwa za prawie 39 mln zł sprzedał
tej holenderskiej spółce 85% akcji uzdrowiska w Nałęczowie. Dziś w szpitalu
kardiologicznym trwa remont. A w planach jest rozbudowa sanatorium Batorówka ze
100 do 200 miejsc i budowa basenów oraz kortów w miejscu, gdzie teraz straszą
baraki rozlewni wody mineralnej. Na obrzeżach powstanie hotel na 120 miejsc. W
ciągu trzech lat Holendrzy mają tu zainwestować 30 milionów złotych, a oprócz
tego zapewnić know-how. Według planów zarządu w ciągu dwóch lat Nałęczów stanie
się "miasteczkiem zdrowia".
Jednak przykład Nałęczowa, jedynego do tej
pory sprywatyzowanego uzdrowiska, do ministra zdrowia Mariusza Łapińskiego nie
przemawia. On prywatyzacji mówi: "Nie". W Ministerstwie Zdrowia trwają prace nad
nową ustawą o uzdrowiskach, w której mają być określone zasady ich
funkcjonowania.
Choć projekt jest objęty tajemnicą, Ewa Kralkowska,
wiceminister resortu zdrowia, już dziś ujawnia "Newsweekowi": Odstępujemy od
prywatyzacji, uważamy, że jest to dobro narodowe i powinno zostać w rękach
państwa.
W Polsce mamy 22 państwowe uzdrowiska. Ich wartość
Ministerstwo Skarbu Państwa szacuje na 350 mln zł. Kondycja finansowa tych
przedsiębiorstw jest zła. Wiele z nich działa na granicy opłacalności. Baza
hotelowa to stare, często zabytkowe budynki, wymagające natychmiastowego
remontu.
Poprzedni rząd przygotował je do prywatyzacji, czyli
przekształcił w spółki. Ministerstwo Skarbu Państwa sprywatyzowało tylko
Nałęczów. W kolejce do sprzedaży stały Połczyn, Krynica-Żegiestów, Świeradów i
Lądek. Ich zakupem był zainteresowany polski producent wody mineralnej Hoop i
kilka niemieckich firm. Odeszli z kwitkiem.