O polityce regionalnej Dolnego Śląska, jej znaczeniu, przebiegu i programach służących do jej realizacji rozmawialiśmy z wicewojewodą dolnośląskim Stanisławem Janikiem.
Jakie znaczenie ma polityka rolna w programie polityki regionalnej Dolnego Śląska?
Nie można sobie wyobrazić polityki rolnej, która jest obok polityki regionalnej. Tym bardziej, że Dolny Śląsk stanowi mocne żywnościowe zaplecze na mapie naszego kraju i stąd ranga jaką jej nadajemy jest zasadnicza, stąd takie ogólnoregionalne, wojewódzkie pospolite ruszenie. Stanowi dla nas bardzo ważną sprawę i widzimy, że każdy musi mieć swoją działkę. Wiemy co chcemy od uczelni, od zaplecza naukowego, od jednostek badawczych, od doradztwa rolniczego. Wiemy co chcemy z drugiej strony od naszych samorządów rolniczych, które muszą urosnąć w siłę, bo powiedziałbym, jest to formalny wymóg unijny. W Unii jest cała masa urzędników, którzy pilnują programów unijnych, natomiast wspólną polityką rolną rządzą samorządy rolnicze. I ten mechanizm jest dla nas mechanizmem tak integralnym, że jest on nie do oddzielenia, tak jak siostry syjamskie, jeżeli można takiego porównania użyć. Polityka regionalna i polityka rozwoju i restrukturyzacji obszarów wiejskich jest zasadniczą sprawą.
Jakie programy służą do realizacji polityki regionalnej Dolnego Śląska?
W ramach strategii Dolnego Śląska mamy takie zasadnicze dwa programy. Pierwszy to program proekologicznej restrukturyzacji bazy wytwórczej i przemysłowej, bo z tym nie jest dobrze i stąd m.in. tak ogromne bezrobocie na Dolnym Śląsku. Bezrobocie, które jest ponad kilka punktów ponad przeciętną średnią krajową. Drugim programem jest rewitalizacja obszarów wiejskich, rolnych i to w szeroko pojętym rozumieniu, a nie tylko na zasadzie sztandarowych haseł, że będziemy wszędzie robili agrogospodarstwa i uprawiali tylko agroturystykę. Oczywiście będzie ona swoistym uzupełnieniem, natomiast nie jest to elementem zasadniczym na dzień dzisiejszym. Bo w ciągu najbliższych 15. lat, przy takiej prognozie demograficznej, przy takiej prognozie rozwoju gospodarczego najistotniejszym elementem będzie utrzymanie ludności wiejskiej w wiejskich siedliskach w ramach polityki regionalnej. To jest zorganizowanie dla tej ludności zaplecza produkcji rolnej na poziomie europejskim - konkurencyjnej dla produkcji rolnej w Europie. Znalezienie pozarolniczych miejsc zatrudnienia, a wiec aktywizacji małych i średnich przedsiębiorstw. Zwiększania usługowej gospodarki w obrębie rolnictwa, powrót również do tradycyjnych form rzemiosła wiejskiego. To nie przysłowiowe wyplatanie koszyków z wikliny, albo robienia mioteł brzozowych, jak próbują do tego sprowadzać. To powrót do szeroko, rozumianego sektora usług, żeby szewc, krawiec był faktycznie szewcem, krawcem.
Rolnikowi potrzebne są aktualne informacje, coraz częściej słyszy się o konieczności zinformatyzowania polskiej wsi, jak w Pana odczuciu można rozwiązać ten problem?
Poprzez stworzenie na każdej wsi "wiejskiego internetowego domu", takiego XXI-wiecznego wymiaru dawnych miejskich klubów rolnych, które były centrum takiej dobrze rozumianej wiejskiej kultury. Teraz taki wiejski dom internetowy to byłoby centrum wsi XXI wieku. Tam rolnik, który ma mało czasu, a nie rzadko i pieniędzy znajdzie wszystko co musi wiedzieć i co chce wiedzieć. Musi to być, przepraszam za takie brutalne określenie, jego drugi Kościół. Do Kościoła będzie chodził raz w tygodniu, na mszę, oddać Bogu to co boskie, natomiast tu, w tym wiejskim domu internetowym będzie miał kontakt z rzeczywistością tą informatyczną, z którą chcemy czy nie, będzie nami rządzić.
Wprowadzenie takich domów internetowych, to są jednak ogromne koszty, to by je miał ponieść?
To nie jest problem kosztów. Pieniądze na to można znaleźć, tylko trzeba chcieć znaleźć. Nie sprowadzajmy wszystkiego do takiego kryzysu beznadziei czy kryzysu ubóstwa, że nie mamy pieniędzy. To jest problem aktywności. Dlatego razem z samorządem rolniczym podejmujemy problem wykreowania takich lokalnych liderów. To nie może być jak to dawniej bywało pierwszy sekretarz stanu, lider komitetów lokalnych czy partii. To nie może być przewodniczący rady parafialnej, ale ma to być autentyczny lider, autorytet lokalny wokół którego, jak wokół jądra krystalicznego chmury, skoncentruje się potencjał intelektualny i potencjał duchowy danego siedliska, skoncentruje się program w którym każdy znajdzie swoje miejsce.
Wśród polskiego społeczeństwa, a szczególnie rolników, krąży powiedzenie " przetrwaliśmy Hitlera, przetrwaliśmy Stalina, przetrwamy Unię".
To nie problem, że przetrwamy Unię Europejską, my zafunkcjonujemu w Unii. Bo stajemy po raz trzeci w historii przed szansa, szansą zaistnienia w Europie, której jeżeli nie wykorzystamy to ona już bezpowrotnie nie wróci. Bo nikt na nas nie będzie czekał na pewno, natomiast powtórne negocjacje, jeżeli by nie daj Boże, referendum będzie na nie, to są dodatkowe rozczarowania. W związku z czym na dzień dzisiejszy, nie ma potrzeby propagandy prounijnej, tylko potrzeba udzielania informacji prounijnej. A to są dwie różne rzecz - propaganda zawsze będzie propagandą, a informacja, rzetelna informacja, jest zawsze rzetelną informacją. I na tym mechanizmie nikt nie robi łaski, że głosuje tam dla Millera czy kogoś innego, jeżeli by doszło do zmiany władzy politycznej. Robi to po prostu dla siebie, w imię nawet starej łacińskiej zasady w której funkcjonujemy: " Ja i mój Bóg dla tych co są wierzący"