Inspektorzy kontroli legalności zatrudnienia wykryli tylko w pierwszym półroczu tego roku blisko 3,5 tys. przypadków nielegalnego zatrudniania pracowników. Większość z nich pracowała w firmach małych, zatrudniających do dziewięciu osób. Na "czarno" zatrudniały jednak także firmy duże - zatrudniające powyżej pięćdziesięciu osób.
Na wykrytych ponad 1500 firm zatrudniających nielegalnie, ponad 80 to
firmy duże - poinformował Andrzej Zarański, główny specjalista w
departamencie rynku pracy Ministerstwa Gospodarki, Pracy i Polityki
Społecznej.
Najwięcej przypadków pracy na czarno wykrywa się w
budownictwie, usługach, handlu i transporcie.
Przedsiębiorcy twierdzą, że
zjawisko pracy na czarno związane jest przede wszystkim z kosztami pracy.
Podkreślają, że żaden pracodawca nie ryzykowałby sankcji karnych za nielegalne
zatrudnianie, gdyby korzyści nie były warte ryzyka. Narzuty na płace to prawie
100 procent wartości pensji wypłacanej pracownikowi - wylicza Krzysztof
Dzierżawski z Centrum imienia Adama Smitha. Dodaje, że gdyby koszty pracy były
niższe więcej byłoby legalnych miejsc pracy.
Zjawisko pracy na "czarno"
uderza więc w firmy nie korzystające z usług nielegalnych pracowników. Towar,
który produkuje taka firma jest bowiem tańszy od tego, który powstaje w firmie
płacącej wszystkie podatki i składki. Uderza też w samych pracujących na
"czarno" - podkreśla prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Aleksandra
Wiktorow.
Nielegalni zatrudnieni nie będą mieć emerytury, a w razie
wypadku ani oni, ani ich rodziny nie dostaną żadnego odszkodowania. Konsekwencje
pracy na czarno ponosi całe społeczeństwo, gdyż niepłacone składki na
ubezpieczenie społeczne muszą być dotowane z budżetu państwa - dodaje prezes
ZUS.
Kara za pracę na czarno uderza zarówno w pracodawcę, jak i w
pracownika - obaj biorą udział w wykroczeniu. Jak poinformowała Państwowa
Inspekcja Pracy, pracodawcę sąd może ukarać grzywną od 3 do 5 tysięcy złotych.
Kara dla pracownika może wynieść 500 złotych.