Na maturzystów padł blady strach; próbny egzamin poszedł fatalnie.
Jak pisze "Słowo Polskie - Gazeta Wrocławska", nauczyciele powoli kończą sprawdzanie prac. Choć na oficjalne wyniki trzeba będzie poczekać do 20 stycznia, w liceach płacz i zgrzytanie zębami.
"Nauczyciele są zdruzgotani wynikami. Uczniowie się załamali, a rodzice przerazili się, że ich dzieciom w maju powinie się noga. I jeśli właściwa matura będzie wyglądać tak jak próbna, będzie to egzamin opłakany w skutkach" - mówi nauczyciel jednego z wrocławskich liceów.
W trzydziestoosobowej klasie liceum profilowanego w centrum miasta, maturę z języka polskiego na poziomie podstawowym, zdało tylko pięć osób. W klasie liceum ogólnokształcącego, egzaminu z języka polskiego nie zdała połowa uczniów. W klasie humanistycznej, na dziesięć osób zdających egzamin z historii, sześć nie zdało. Reszta zdobyła niewiele ponad 30 procent punktów. A to minimum, żeby zdać maturę.
Zdaniem uczniów tak słabo zdane matury, to wynik złego nauczania. "Matura się zmieniła, a podejście nauczycieli nie. Uczą nas tak, jak do starego egzaminu. Nie każą pracować nad tekstem, tylko wpychają w nas ogrom wiedzy, która w takim kształcie, na nowej maturze nie będzie wykorzystana. Bo nie potrafimy analizować tekstów źródłowych" - denerwują się.
Nauczyciele, którzy sprawdzali próbne matury twierdzą, że wynikiem tak słabych ocen jest klucz odpowiedzi, w który wstrzelić się musieli uczniowie. "Odpowiedzi z klucza czasem mnie zaskakiwały. Choć skończyłam polonistykę, sama miałabym trudności, żeby prawidłowo odpowiedzieć na niektóre pytania" - mówi jedna z polonistek. Inny polonista twierdzi, że maturzyści mają za mało swobody w wyrażaniu swoich myśli. Są ograniczeni szablonem odpowiedzi i nie mogą, tak jak w przypadku starego egzaminu, popisać się na przykład wiedzą ponadprogramową. "Gdy sprawdzałem te prace, czułem się jak idiota. Widziałem, że uczeń ma pojęcie, ciekawie patrzy na problem, ale nie użył argumentów, za które według klucza, mogłem przyznać mu punkty" - skarży się polonista.