Wielu kandydatów przyjętych na studia na kilku kierunkach dopiero w październiku wybiera jeden z nich. Ustawa o szkolnictwie wyższym nie ogranicza liczby uczelni, do których kandydaci mogą składać podania, nie nakazuje też przyjętym potwierdzenia chęci podjęcia nauki na wybranym kierunku - mówi Krystyna Krawczyk z Departamentu Szkolnictwa Wyższego w Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu. Przyznaje, że brak takich ograniczeń jest powodem chaosu, jaki panuje w uczelniach na początku każdego roku akademickiego.
W świetle prawa kandydaci na studia mogą składać podania o przyjęcie na dowolną liczbę kierunków i do dowolnej liczby szkół. Jeśli tylko potrafią sprostać wymaganiom określonym przez uczelnie, mogą nie tylko zdawać egzaminy do każdej z nich, ale także podjąć naukę na I roku.
W praktyce wygląda to tak, że kandydaci zdają egzaminy w dwóch lub trzech uczelniach na kilka kierunków. Gdy dostaną się na więcej niż jeden, często dopiero w październiku decydują o tym, który ostatecznie wybierają. Do tego czasu figurują na wszystkich listach przyjętych, blokując miejsca innym.
To rzeczywiście jest olbrzymi kłopot, nie tylko dla studentów - także dla uczelni, która przygotowuje np. indeksy, a potem musi je wyrzucić. Poza tym na miejsca zwalniane w październiku nie zawsze można przyjąć kolejne osoby - mówi Krystyna Krawczyk z Departamentu Szkolnictwa Wyższego w MENiS. - W Warszawie były przypadki, że kandydat zdawał np. na medycynę, biotechnologię i weterynarię, czyli na bardzo popularne kierunki. Dostał się na wszystkie, ale dopiero w październiku decydował się na jeden z nich.
Uczelnie mają prawo wprowadzić przepis nakazujący przyjętym kandydatom potwierdzenie podjęcia nauki na wybranym kierunku. To jednak nie daje gwarancji, że student naukę faktycznie podejmie. Poza tym, może takie potwierdzenie złożyć w dwóch lub trzech uczelniach - mówi Krystyna Krawczyk. Trzeba też pamiętać, że szkoły wyższe publikują wyniki rekrutacji w różnych terminach. Logiczne więc jest, że kandydat - na wszelki wypadek - wszędzie złoży potwierdzenie.
Jak zatem zapobiec blokowaniu miejsc na uczelniach? Większość szkół próbuje tego dokonać wymagając, aby przyjęty student po zdaniu egzaminu złożył w dziekanacie oryginał świadectwa dojrzałości (jeśli wcześniej tego nie zrobił). Kończąc szkołę średnią, uczniowie dostają jednak dwa świadectwa w dwóch egzemplarzach. Obowiązuje też przepis nakazujący uczelniom przyjmowanie duplikatów, wydawanych w przypadku zagubienia świadectwa. - Jest mało prawdopodobne, by kandydat zgubił dwa egzemplarze dokumentu. Przedstawiciele uczelni mogą więc podejrzewać, że oryginały świadectw są w innych uczelniach, ale nie mogą nie przyjąć duplikatu - mówi Krystyna Krawczyk. Dodaje, że nie ma szans na prawne uregulowanie tego problemu. Jej zdaniem, jedyne, co można zrobić, to odwołać się do uczciwości i sumienia kandydatów.