Gabinety lekarskie mają wrócić do szkół. W większości placówek zostały zlikwidowane wraz z wprowadzeniem reformy służby zdrowia. Tymczasem pedagodzy przyznają, że szkolne pielęgniarki są na wagę złota. Problemem przy realizacji resortowego projektu może okazać się stan finansów.
W Szkole Podstawowej nr 46 w Szczecinie uczy się 520 dzieci. Pielęgniarka w
szkolnym gabinecie przyjmuje 10 razy w miesiącu. Jednego dnia przychodzi do niej
co najmniej kilkoro dzieci.
Bóle głowy czy brzucha to w szkole
codzienność. Ale przyczyny są różne. – Po krótkim wywiadzie wywnioskuję, że
dziecko jest głodne - stwierdza pielęgniarka środowiskowa Elżbieta Pastuła.
- Zresztą ono samo się do tego przyznaje. Wtedy często interweniuję u pani
pedagog.
Dyrektorzy przyznają, że szkolne pielęgniarki są na wagę
złota. - Pielęgniarka nie tylko wspomaga dzieci - mówi dyrektorka
szczecińskiej podstawówki Urszula Majdan. - Także leczy, wspomaga grono
pedagogiczne oraz rodziców, z którymi prowadzi zajęcia
profilaktyczne.
Pielęgniarki są najbardziej potrzebne tam, gdzie do
lekarza jest daleko. Na przykład w Suchej Koszalińskiej. Uczy się tu setka
dzieci, a do najbliższego lekarza jest osiem kilometrów. Pielęgniarka przyjeżdża
tylko raz w tygodniu.
W Zachodniopomorskiem nie jest jeszcze najgorzej -
twierdzi dyrektor Zachodniopomorskiego Narodowego Funduszu Zdrowia. - Jedna
pielęgniarka szkolna przypada na ok. 900 dzieci - informuje dyr. Mariusz
Tarhoni. - Wskaźnik docelowy jest 1200. Myślę, że to jest zupełnie przyzwoity
wskaźnik.
Pedagodzy są innego zdania. Dlatego niecierpliwie czekają
na realizację ministerialnego projektu, dzięki któremu pielęgniarki na stałe
mają wrócić do szkół.
Od planów do realizacji droga daleka. A przeszkodą
są finanse. Za zatrudnienie pielęgniarek płaci Narodowy Fundusz Zdrowia.
Wyposażenie i utrzymanie gabinetów to zadanie samorządów. A te również narzekają
na brak pieniędzy.