Ponad 130 mln złotych rocznie uda się zaoszczędzić na nowelizacji Karty nauczyciela. Rząd chce, żeby pedagodzy dłużej czekali na awans i podwyżkę pensji po awansie.
Pedagodzy przechodzą w szkole drogę od stażysty, przez nauczyciela kontraktowanego, mianowanego do dyplomowanego. Teraz przejście ścieżki awansu zawodowego zajmuje nie więcej niż siedem lat. Nowelizacja Karty nauczyciela ma wydłużyć ten czas do 10 lat.
W "Programie uporządkowania i ograniczenia wydatków publicznych" rząd zapisał jeszcze kilka innych zmian dotyczących pedagogów. Szacuje, że ich wprowadzenie pozwoli rocznie zaoszczędzić 131,5 mln złotych.
Teraz komisje do spraw nauczycielskich awansów zbierają się dwa razy do roku – zimą i latem. Nauczyciele zaraz po awansie otrzymują wyższe wynagrodzenie. Rząd proponuje, żeby podwyżki były wypłacane w jednym terminie. A nauczyciele pracujący w administracji rządowej mieliby być traktowani, jak urzędnicy korpusu służby cywilnej i choć nadal mogliby starać się o awans w nauczycielskiej hierarchii, nie dostawaliby podwyżek wynikających z awansu. Także sam awans miałby wyglądać inaczej. Teraz pedagog, który chce zostać nauczycielem dyplomowanym dokumentuje swoją pracę i kompletuje tzw. teczkę awansu zawodowego. Komisja ogląda teczki, nie nauczycieli. Rząd planuje, że od przyszłego roku nauczyciele obowiązkowo będą stawać przed komisją, wyższe też będą wymagania wobec tych, którzy chcą awansować.
Związki zawodowe są przeciwne przymuszaniu nauczycieli do stawiania się przed komisją. – Nie chcemy, żeby awans zależał od przeglądania teczek, ale też zapis o obowiązkowej rozmowie z komisją nie jest fortunny – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. – Najlepiej byłoby zostawić nauczycielom swobodę. Kto by chciał, mógłby stanąć przed komisją.
"S" jest tego samego zdania. – Komisja mogłaby rozmawiać z nauczycielem na jego wniosek. Ale nie może wzywać każdego obligatoryjnie! Na to się nie zgodzimy – zapowiada Wojciech Jaranowski, rzecznik oświatowej "S". – Obawiamy się, że rozmowa z komisją, którą proponuje rząd, zamieni się w egzamin. A to byłby już trzeci egzamin w karierze nauczyciela. Pierwszy zdaje na studiach, drugi, gdy ubiega się o awans na nauczyciela mianowanego. Liczymy na to, że w czasie prac sejmowych ten zapis zostanie poprawiony.