Czy to się kiedyś skończy?! Ceny gazu dopiero co skoczyły o prawie pięć procent, a teraz mają poszybować w górę dwa razy tyle. Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo chce podwyższyć ceny od października o 10 proc. Ci, którzy korzystają z gazu, by gotować posiłki, zapłacą rocznie o jakieś 25 zł więcej. A ci, którzy ogrzewają gazem domy, przeżyją horror - roczne rachunki wzrosną przeciętnie o 400 zł!
– Już wiosną, gdy ceny skoczyły w górę, zrezygnowałem z ogrzewania gazowego i korzystam z węgla – mówi Faktowi Bogdan Michalak (65 l.) ze Zgierza. – Gazu używam tylko do podgrzewania wody i gotowania. Ale co miesiąc i tak płacę dużo – aż 150 złotych. Jeśli teraz jeszcze wzrosną ceny, to nie wiem, na czym będę oszczędzać – martwi się emeryt.
Co takim ludziom, jak pan Bogdan ma do powiedzenia gazowy moloch? Zawsze to samo: tłumaczy, że musi płacić więcej za ceny gazu z importu i że rośnie kurs dolara do złotówki. Ale eksperci uważają, że to mydlenie oczy i gazowy monopolista wcale nie musi łupić Bogu ducha winnych klientów.
– Władze Bułgarii wynegocjowały ostatnio u Rosjan niższe ceny gazu. To samo powinien zrobić polski rząd – uważa Andrzej Szczęśniak, szanowany ekspert paliwowy. – Ale władza zamiast usiąść do negocjacji, kłóci się, kto ma podpisać z Rosją umowę zwiększającą dostawy gazu: czy wicepremier Waldemar Pawlak czy szef MSZ Radosław Sikorski – dodaje z goryczą.
Za to zapłacimy z własnych kieszeni my wszyscy. Wprawdzie gazownicy muszą uzyskać zgodę na wprowadzenie podwyżki w państwowym Urzędzie Regulacji Energetyki, ale to nie jest duży problem. Urząd się droczy, negocjuje z gazowym molochem wysokość podwyżki, ale w końcu i tak wydaje na nią zgodę.