Jeżeli strona ukraińska nie cofnie zakazu importu mięsa, my również wprowadzimy restrykcje - zapowiedział Krzysztof Jażdżewski, główny lekarz weterynarii kraju. Ukraina zamknęła od wczoraj swoje granice dla wieprzowiny z Polski, Białorusi i Mołdawii.
Decyzję uzasadniono masowym wwożeniem mięsa w prywatnych samochodach, pociągach i autokarach bez odpowiednich dokumentów.
- To absurdalne argumenty. Jeżeli określą, że kilogram kiełbasy to przemyt, nasze służby celne będą na to zwracały uwagę ukraińskim celnikom - powiedział Jażdżewski. - Nie można karać legalnych eksporterów za to, że ktoś łamie przepisy - dodał.
Problem polega na tym, że od początku marca, czyli od kiedy strona ukraińska zasygnalizowała, iż przez granicę przewożone jest nielegalnie mięso, nie można było się skontaktować z tamtejszymi władzami weterynaryjnymi. - Ponieważ mój odpowiednik na Ukrainie nie odbierał telefonów, wysłałem pismo. Jeżeli dziś nie dostanę odpowiedzi, również ograniczymy możliwość importu towarów ukraińskich do naszego kraju - powiedział główny lekarz weterynarii. Nie chciał na razie zdradzać, czego może zakaz dotyczyć. 85 proc. ukraińskiego eksportu do Polski stanowią surowce mineralne, metale nieszlachetne i produkty przemysłu chemicznego. Ale Ukraińcy sprzedają nam też pasze i śruty.
Witold Choiński z organizacji "Polskie Mięso" stwierdził, że to nie polskie firmy zajmowały się nielegalnym handlem, lecz Ukraińcy.
Ogółem w ubiegłym roku Polska sprzedała na Ukrainę 6,5 tys. ton mięsa za 20 mln dolarów.