Liczył się spryt kierowcy i zwinność maszyny, która przecież zawrotnych prędkości nie osiąga. A w nagrodę był puchar i coś dla chłody. Na Podlasiu odbyły się nietypowe zawody - wyścigi na traktorach. Na pierwszych zawodach w Kosiance Boruty prawie jak w Formule 1 – nawet szampan polał się strumieniami. Na pomysł zrobienia "traktokrossu" (popularnego w Rosji i na Białorusi) wpadł Zenon Boguszewski.
Zgłosiło się 14 chętnych do slalomu między belami słomy. Ostatecznie wygrał Dariusz Bronicki. Mimo, że traktor nie jest jego ulubioną maszyną i właśnie zdał prawo jazdy na motor, na ciągniku Renault zdeklasował rywali.
- No, to jest niespotykane, takie wyścigi traktorów, ciągników. Trudno to nazwać – mówi zwycięzca wyścigów na traktorach.
- Był najmłodszy, a okazał się najlepszy - podkreśla z dumą dziadek Dariusza Bronickiego.
To było dla zawodników prawdziwe wyzwanie, bo o traktorze można powiedzieć wiele – ale na pewno nie to, że jest "zwinny". Pot lał się strumieniami, a opary z traktorów sugerowały, że niektóre przeszły lekki tuning – czyli zawodnicy podkręcili zawory, im więcej dymu – tym większa dynamika.
- Przy tak czystym środowisku, jakie tu mamy, to chyba nie zaszkodzi. Bądź co bądź w ciężkiej orce też wiele dymu traktor wypuszcza - zauważa Boguszewski.