Za niechęcią premiera Kaczyńskiego do programu ochrony przyrody Natura 2000 stoi sam minister środowiska. Rzecznik Komisji Europejskiej dowodzi, że Natura 2000 może pomóc w rozwoju Polski, a premier mija się z prawdą - pisze "Gazeta Wyborcza".
Wczoraj rzecznik Komisji Europejskiej Michael Mann odpowiedział na piątkową deklarację premiera. Jarosław Kaczyński stwierdził, że resort środowiska powinien dążyć do zmniejszenia powierzchni kraju objętej unijnym programem ochrony przyrody Natura 2000. "Ta Natura tak się rozszerzyła, że praktycznie rzecz biorąc, nic zbudować nie można" - mówił. Argumentował, że takich obszarów jest u nas znacznie więcej niż w innych krajach UE.
- Pan premier przedstawił swoją opinię. My przedstawimy fakty - powiedział "GW" Mann. - Obszary Natury 2000 zajmują 18 proc. powierzchni "starej" piętnastki UE. Wzorem dla Polski może być Hiszpania, która chroni ponad 20 proc. i świetnie rozwija infrastrukturę z pomocą środków unijnych. Tymczasem Natura 2000 w Polsce to ledwie dziewięć procent. Pod względem ochrony roślin i zwierząt (zgodnej z tzw. dyrektywą siedliskową) jesteście na ostatnim miejscu w UE, z ochroną ptaków jest niewiele lepiej.
Wbrew twierdzeniom premiera to nie nadmiar, ale brak obszarów Natury 2000 bywa kłopotem dla inwestorów. "Gazeta Wyborcza" dotarła do czerwcowego listu PKP do ministra środowiska. Kolej domaga się wyznaczenia siedmiu nowych obszarów Natury 2000, bo ułatwiłoby to jej uzyskanie środków unijnych.
Podobne kłopoty dotyczą budowy niektórych dróg. Ale resort środowiska zwleka z decyzjami, powołując się na opór samorządów.
Dlaczego? Zbliżony do PiS ekspert ochrony środowiska wytłumaczył "GW", że źródłem obstrukcji jest sam minister. Jan Szyszko uważa, że Natura 2000 nie sprawdza się w Polsce i w ogóle w nowych krajach UE. Chce podobno negocjować jej przepisy z Komisją Europejską. - To skończy się kompromitacją i kolejną niepotrzebną awanturą z Unią - uważa ekspert.