Karp na wigilijnym stole staje się rarytasem, na który mało kto będzie sobie mógł pozwolić. Tak drogiej ryby bowiem jeszcze w Polsce nie było.
Karp na święta najpewniej zaskoczy ceną 25 zł za kilogram. Już dzisiaj kosztuje 17 zł, gdy rok temu o tej porze trzeba było za niego zapłacić tylko 9 zł. Potem zdrożał o 7–8 zł. – Kto go kupi w grudniu? – pyta ekspedientka ze sklepu rybnego w centrum Warszawy.
To może, jak w wielu polskich domach, zastąpić karpia inną rybą? Nie tak łatwo. Ceny filetów rybnych, ryb świeżych i mrożonych wzrosły w ostatnich miesiącach nawet o 80-100 proc. Rybacy załamują ręce i wieszają sieci na kołku, bo Unia Europejska ograniczyła Polsce limity połowów. Polski rybak w 2012 roku będzie mógł złowić o połowę mniej łososia niż teraz, o 22 proc. mniej szprotów i tylko nieco więcej śledzi (3 tys. ton) i dorszy (20 tys. ton).
Rybacy już w tym roku zarabiają dramatycznie mało. W pierwszym półroczu ich zysk to zaledwie 9 mln zł. Rok temu zarobili w tym czasie ponad siedem razy więcej!
Hodowcy karpia zarzekają się, że ceny u nich nie będą wyższe niż rok wcześniej. Tyle że końcowy odbiorca, czyli klient w sklepie, nie będzie miał szans, by się o tym przekonać. Dla niego już jest drożej.
Przeciętny Niemiec zjada dwa kilogramy ryb miesięcznie, a Japończyk nawet ponad 4 kilo. Polacy do tej pory zjadali mniej niż pół kilo ryb miesięcznie i pewnie lepiej już nie będzie.