Załóż nową firmę, a będziesz płacił niższą składkę ZUS - zachęca rząd. Na przywileje może liczyć właściciel budki z piwem, prywatny gabinet lekarski, ale już nie weterynarz leczący psy i koty.
Adam Pietroń od grudnia prowadzi w Warszawie lecznicę weterynaryjną Hau-Miau. Ma wszystko, co rasowy przedsiębiorca mieć powinien: REGON, NIP, regularnie płaci składki ZUS i wszystkie podatki.
Dla początkującego przedsiębiorcy są to spore obciążenia. Posłowie, chcąc ulżyć nowym firmom, dali im specjalny przywilej. Zgodnie z prawem każdy, kto po 24 sierpnia 2005 r. założył własny biznes, może przez dwa lata płacić o połowę niższe składki na ubezpieczenie. Zamiast 772 zł wychodzi jedynie 336 zł. Ma to zachęcić do pracy na własny rachunek.
Pietroń też chciał skorzystać z ulgi. ZUS mu jednak odmówił. Według Zakładu przepisy wymagają, aby właściciel firmy przez ostatnich pięć lat nie prowadził żadnej działalności gospodarczej. A akurat u weterynarza nie można tego sprawdzić. Dlaczego? Normalna firma jest zarejestrowana w specjalnym rejestrze w gminie. Lecznice weterynaryjne mają zaś swoją własną ewidencję prowadzoną przez samorząd zawodowy. ZUS ma wątpliwości, czy weterynaryjny dokument może być dla nich jakimkolwiek dowodem.
- Weterynarze z tego powodu nie tylko nie mogą starać się o ulgowe składki, ale także o dotacje z Unii Europejskiej czy rozliczać się - tak jak inni przedsiębiorcy - podatkiem liniowym. Mają też kłopoty z dostaniem kredytu z banku - opowiada Tadeusz Jakubowski, prezes Krajowej Rady Lekarsko-Weterynaryjnej.
Problem wbrew pozorom jest poważny. Co roku weterynarię kończy 400-500 osób, z których większość chce otworzyć własne lecznice. W podobnej sytuacji są twórcy i artyści. Oni również nie są w gminnej ewidencji, działają na podstawie zaświadczenia z Ministerstwa Kultury.
- Niestety, mamy lukę w prawie. Już wystąpiliśmy do Ministerstwa Pracy, aby wydało interpretację przepisów, jak postępować z weterynarzami i traktować ich rejestr - mówi Przemysław Przybylski, rzecznik ZUS.
Rada Lekarsko-Weterynaryjna alarmowała już Ministerstwo Gospodarki. Resort odesłał lekarzy do... Ministerstwa Rolnictwa. Ono zaś, podobnie jak Ministerstwo Pracy, żadnej decyzji jeszcze nie podjęło.
- Jak widać, jak ktoś otwiera w tym kraju budkę z piwem, dostanie ulgi. Przy lecznicy weterynaryjnej, w którą trzeba o wiele więcej zainwestować, już nie. Czy rząd nie lubi kotów? - pyta Adam Pietroń.