Po odbiciu na rynku w 2010 roku OFE znów zaczęły zarabiać. Nie minął rok, a fundusze emerytalne znów są pod kreską. Jednocześnie rośnie liczba pechowców, którzy na emeryturę przechodzą w czasie bessy. Jeśli nie zreformujemy systemu, to na starość możemy dostawać grosze. No chyba że łupki zapewnią nam potęgę.
Dramatyczne spadki na giełdzie w sierpniu sprawiły, że OFE utopiły w akcjach 7,5 mld złotych naszych przyszłych emerytur, wynika z danych KNF. Dzięki większemu oprocentowaniu obligacji całkowite saldo OFE na koniec sierpnia zamknęło się stratą 6 mld zł. To 2,5 proc. wszystkich posiadanych środków, a trzeba pamiętać, że w tym czasie fundusze otrzymały z ZUS 700 mln zł. W konsekwencji w sierpniu straciliśmy 3,2 proc. naszej emerytury z II filara.
Ostatnio tak złe wyniki miesięczne odnotowaliśmy w lutym 2009 roku. Wówczas stopa zwrotu wyniosła -4,1 proc. Gdy w październiku 2008 r. rozpoczął się u nas kryzys, w czasie jednego tylko miesiąca fundusze straciły 11 mld zł, wykazując największą ujemną stopę zwrotu w historii (- 7,6 proc.). Otwartym funduszom odzyskanie utraconych środków zajęło niemal dwa lata. Pamiętajmy, że w tym czasie rozpoczęły się pierwsze wypłaty świadczeń ze zreformowanego systemu.
- OFE mają ograniczone możliwości reagowania na zmiany na rynku. Jest to koszt dysponowania tak dużymi środkami - mówi Tomasz Publicewicz z Analiz Online. - Nie mogą kupować w kulminacyjnym momencie spadków czy sprzedawać na samej górce. Fundusze muszą kierować się strategią długookresową. Poza tym nie wolno im odchylać się od średnich wyników dla wszystkich OFE.
Twórcy systemu przewidywali oczywiście okresowe spadki koniunktury i giełdowe dołki, zakładając jednak ograniczony wpływ takich zawirowań na końcową wysokość emerytury w dłuższym okresie. Problem polega na tym, że w ostatnim czasie bardziej charakterystyczną cechą rozwiniętych gospodarek jest stan spowolnienia i recesji niż wzrostu.
Jak podkreśla Paweł Cymcyk z A-Z Finanse: - Żyjemy dziś w gospodarce wysokiej częstotliwości o dużym poziomie niepewności i zmian trendów ekonomicznych. Ciężko znaleźć pewną inwestycję, która zagwarantuje nam odpowiednią stopę zwrotu.
Jak zmniejszyć ryzyko?
Na razie jedynym pomysłem na zabezpieczenie przyszłych emerytur jest wprowadzenie subfunduszy, różniących się przede wszystkim procentowym udziałem akcji w portfelu. Środki osób w początkowym okresie byłyby inwestowane aktywnie, gdyż w przypadku straty byłby czas na ich odrobienie. Z kolei dla tych, którzy zbliżają się do momentu uruchomienia świadczeń, powstałby specjalny, bezpieczny subfundusz, który ograniczałby ryzyko inwestycyjne.
Jak twierdzi Paweł Szałamacha z Instytutu Sobieskiego: - Wprowadzenie subfunduszy jest jakimś rozwiązaniem. Jednak nawet jeśli na 5 lat przed emeryturą zmienilibyśmy fundusz, to i tak nie mamy gwarancji, że to będzie optymalny moment.
Podobnego zdania jest Mateusz Guzikowski z Fundacji Obywatelskiego Rozwoju. - To rozwiązanie ma sens, lecz poza tym niezbędne są dodatkowe mechanizmy oszczędzania na starość oraz odpowiednia strategia inwestycyjna.
Tymczasem dotychczasowe zabezpieczenia emerytalne są systematycznie rozbierane. W tym roku rząd po raz kolejny sięgnął po rezerwę demograficzną, która ma niwelować powiększającą się różnicę między beneficjentami świadczeń emerytalnych a płatnikami składek. Także OFE odebrano aż 60 proc. środków, jakie co miesiąc miały tam trafiać. - I chociaż, jak widać, stopy zwrotu z funduszy nie są najwyższe, to i tak te pieniądze są bezpieczniejsze, niż gdy są w bezpośredniej dyspozycji państwa - mówi Wiktor Wojciechowski z FOR.
Zamiast prywatyzacji - łupki
Mateusz Guzikowski zauważa: - Bardzo efektywny mechanizm zabezpieczenia emerytalnego stworzyli Norwegowie. Tam część dochodów z wydobycia surowców naturalnych jest inwestowana za pośrednictwem specjalnych funduszy. Jeden inwestuje w aktywa krajowe, drugi w zagraniczne. Zyski z tych inwestycji są w stanie zapewnić świadczenia społeczne na wysokim poziomie.
Pomijając kwestię zamożności obu krajów, my także mieliśmy własne zasoby w postaci dochodów z prywatyzacji. Niestety pieniądze te zostały przejedzone przez polityków, a to, co zostało, to właśnie wciąż uszczuplana rezerwa demograficzna.
Pieśnią przyszłości, lecz może jednak pewnym pomysłem na zapewnienie nam godnej emerytury, będzie przyjęcie modelu norweskiego, o którym mówi wiceprezes FOR. Jeśli rzeczywiście okaże się, że posiadamy największe złoża gazu łupkowego, a wydobycie jego zasobów okaże się opłacalne, to dochody z jego eksploatacji moglibyśmy przekazać na stworzenie odrębnego funduszu.
- Jest to ciekawy pomysł - mówi Mateusz Guzikowski. - Można by utworzyć z takich środków fundusz buforowy, zasypujący lukę w finansowaniu emerytur. Jednocześnie trzeba sobie zdawać sprawę, że za wcześnie jeszcze, aby snuć konkretne plany. Najpierw musimy potwierdzić nasz potencjał gazowy.
6579997
1