Wszystko za sprawą urzędników, którzy właśnie pracują nad zmianą rozporządzenia o warunkach prowadzenia połowów w celach sportowo-rekreacyjnych na wodach morskich. Chodzi o dzienny limit dorsza. Jeszcze do niedawna można było upolować na wędkę 15 sztuk tej ryby. Teraz można złowić tylko pięć sztuk. Mimo wcześniejszych obietnic, urzędnicy chcą limit zwiększyć zaledwie o dwie sztuki.
- To skandal. Jesteśmy jedynym krajem w Unii Europejskiej, który wprowadził limity na połów dorszy - denerwuje się Andrzej Bandura, rybak z Unieścia. - Czy my zawsze musimy wychodzić przed szereg?
Rybacy są rozżaleni. Od połowy czerwca do 15 sierpnia obowiązuje zakaz tradycyjnego połowu przy użyciu sieci. Wtedy rybacy przekwalifikują swoje kutry na wędkarskie łajby i wypływają z "moczykijami" w morze. Dzięki temu mają zajęcie i pieniądze. Nie muszą zwalniać pracowników. Złapanie na wędkę polskiego dorsza jest znacznie droższe niż w innych częściach Europy.
- Rozumiem te żale. Jeżeli morska turystyka wędkarska będzie się rozwijać, zwiększymy limity - tłumaczy Lech Kempczyński z Ministerstwa Rolnictwa.
To, zdaniem rybaków, obietnice bez pokrycia.
- Wciąż tracimy - argumentują. - Myślenie urzędników jest chore. Po co komu limity? Kto zapłaci 100 złotych za możliwość złowienia tylko pięciu ryb? Może ktoś w Warszawie obawia się, że wędkarze przełowią Bałtyk?
Spory urzędników z rybakami mało obchodzą wędkarzy, którzy coraz częściej pojawiają się na kutrach rybaków ze Szwecji, Danii i Niemiec. Tam za podobną opłatą łowią bez limitów.
Nieszczęsny przepis zmniejszający limit dorsza na wędce wprowadzono w 2002 roku. Niedawno doszło do spotkania rybaków z wędkarzami. Ustalono, że oba środowiska będą naciskać na ministerstwo, by zniosło limity.