Mazowieccy sadownicy są zdruzgotani. Nie dosyć, że nie ma kto zbierać jabłek, to jeszcze przyjdzie im płacić kary za zatrudnianie Ukraińców. To efekt kontroli przeprowadzonej przez straż graniczną.
W gminie Belsk Duży, gdzie straż graniczna z wojewódzkim urzędem pracy właśnie przeprowadziła kontrole legalności pobytu i pracy cudzoziemców w gospodarstwach, sadownikom grożą kary do 5 tys. złotych za każdego nielegalnie zatrudnionego.
Ukraińcy dostali nakaz opuszczenia Polski w ciągu 7 dni i przez rok nie będą mogli wjeżdżać do naszego kraju.
Andrzej Małachowski wójt Belska Dużego: - Jesteśmy zaskoczeni, że miesiąc po wejściu w życie ustawy o możliwościach zatrudnienia Ukraińców, raptem zjeżdżają się kontrolerzy w naszych gospodarstwach. Pracownicy dostają deportacje.
Dla niektórych sadowników konsekwencje finansowe to katastrofa, tym bardziej, że brakuje ludzi do zrywania owoców, jabłka gniją pod drzewami. - Myśmy od wielu lat domagali się żeby uregulować status pracowników sezonowych, żeby zalegalizować zatrudnianie pracowników ze wschodu. Sprawa była zamiatana pod dywan. – mówi Jacek Pruszkowski, sadownik z Belska Dużego.
Od września tego roku można zatrudniać w rolnictwie pracowników ze Wschodu, ale przepisy jeszcze nie działają, bo załatwianie wiz trwa 2-3 miesiące. Sadownicy więc ryzykują i zatrudniają Ukraińców nielegalnie. - Rząd zamiast dbać o ceny dla producentów, zamiast negocjować w UE, wspierać nas w negocjacjach, wykazuje wielką aktywność w zwalczaniu pracowników. - uważa Mirosław Maliszewski Zw Sadown RP
Straż graniczna zapewnia jednak, że nie chodzi o złośliwe nękanie, a kontrole to reakcja na donosy. – Były konkretne zawiadomienia i od administracji, że cudzoziemcy podejmują pracę nie przestrzegając obowiązującego prawa – mówi ppłk. Wojciech Zacharjasz, z Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej.
Nadwiślańska straż graniczna nakazała opuścić Polskę 18-stu pracownikom ze Wschodu.