Poza miastami mieszka 38 proc. Polaków. Nie ma dokładnych danych obrazujących, jaki wymiar i oblicze ma dziś wiejska służba zdrowia. Na wsi brakuje specjalistów, w szczególności pediatrów. W jednych wiejskich ośrodkach zdrowia trzeba uzbroić się w cierpliwość, kolejki są długie. W innych – nie ma kolejek, bo nie ma pediatrów…
Z raportu Eugeniusza Zawadzkiego sporządzonego dla Biura Studiów i Ekspertyz Sejmu w 1998 r. wynika, że wówczas na wsi pracowało „nieco ponad 4000 lekarzy, w tym 987 pediatrów i 153 ginekologów. Na jeden etat lekarski przypadało około 3560 mieszkańców wsi. Do osiągnięcia normy resortu zdrowia (2000 osób/etat)” brakowało około 2000 lekarzy. Stan zatrudnienia pielęgniarek jest bliski pokrycia potrzeb” – stwierdzono w raporcie sprzed 10 lat.
Jeden z ośrodków
Renata Pogorzelska-Rynio kieruje Gminnym Ośrodkiem Zdrowia w Dziadowej Kłodzie. W przychodni wybudowanej przez władzę ludową, a kilka lat temu wyremontowanej za pieniądze Unii Europejskiej, pracuje w sumie jedenaście osób; od palacza po kierowniczkę. Mąż kierowniczki też jest lekarzem, ale pracuje w szpitalu, w mieście. Małżeństwo mieszka w Dziadowej Kłodzie. Mieszka tu jeszcze dwóch lekarzy, więc statystycznie rzecz biorąc, jeden medyk przypada na tysiąc mieszkańców.
Wszystko jest w porządku, dopóki mieszkaniec gminy ogranicza się do korzystania z usług Ośrodka. Gorzej, gdy trzeba udać się do specjalisty, czyli do miasta.
– Interna, pediatria,neurolog, laryngolog, psychiatria, okulistyka – szpital i przychodnie w Sycowie, dziesięć kilometrów. Chirurgia, ginekologia – Oleśnica, trzy razy dalej. Pozostali specjaliści w Oleśnicy i we Wrocławiu. Najbliższy tomograf jest we Wrocławiu, ponad sześćdziesiąt kilometrów – wylicza dr Pogorzelska-Rynio.
W GOZ zarejestrowanych jest 4,3 tys. pacjentów. Przychody ze sprzedaży świadczeń własnych są mniej więcej równe kosztom działalności operacyjnej i wynoszą ok. 470-490 tys. zł. Dodajmy, że gmina na ochronę zdrowia przeznacza rocznie ok. 60 tys. zł.
Dr Mariusz Wyrwas, pracownik Ośrodka w Dziadowej Kłodzie uważa, że dostępność do świadczeń w POZ na wsi jest lepsza niż w mieście. W skali 10–stopniowej w mieście daje czwórkę, na wsi – szóstkę. I na tym kończą się pozytywy wiejskiej służby zdrowia.
Instytut Medycyny Wsi analizuje i ocenia
Instytucją specjalnie powołaną do analizowania stanu zdrowia ludności wiejskiej i kształtowania opieki zdrowotnej na wsi jest lubelski Instytut Medycyny Wsi im. Witolda Chodźki.
Zatrudnia ponad 200 pracowników, w tym około 120 specjalistów z różnych dziedzin: lekarzy medycyny, weterynarii, biologów, toksykologów, chemików, fizyków, psychologów, socjologów, informatyków. Badania naukowe prowadzą zakłady naukowe. Instytut, to także Klinika Chorób Wewnętrznych i Nadciśnienia Tętniczego z Oddziałem Chorób Zawodowych, Przychodnia Specjalistyczna i Chorób Zawodowych Wsi (21 poradni specjalistycznych) oraz Ośrodek Rehabilitacji.
Kuszą mieszkaniami
Niestety, lekarzy na wsi brakuje. Gdyby tak nie było, to – dajmy przykład – wojewoda małopolski Jerzy Miller nie przeznaczałby 77 mln na zachęty dla decydujących się na pracę (i zamieszkanie) na wsi. Grzegorz Napiórkowski, prezes Stowarzyszenia “Młody Lekarz”, wyjaśnia, dlaczego lekarze rozpoczynający karierę zawodową, nie chcą osiedlać się na wsi, mimo że gminy kuszą mieszkaniami itp.
– Z prostej przyczyny: mieszkając na wsi, trudno jest zrobić specjalizację. Jest niewiele miejsc specjalizacyjnych w szpitalach powiatowych. Zostaje więc praca w mieście.
Na wsi brakuje specjalistów, w szczególności pediatrów. W jednych wiejskich ośrodkach zdrowia trzeba uzbroić się w cierpliwość, kolejki są długie. W innych – nie ma kolejek, bo nie ma pediatrów… Okazuje się, że to od mieszkańców wsi (teoretycznie) zależy, czy będą mieć specjalistę.
– Lekarz może mieć pod swoją opieką do 2750 osób. Nie zatrudniamy nowych lekarzy. Nie możemy też zmusić przychodni, żeby utworzyła nowy etat. Opłacamy tylko świadczenia medyczne pacjentów – tłumaczy „Gazecie Pomorskiej” Barbara Nawrocka, rzecznik bydgoskiego oddziału NFZ.– Jeśli mieszkańcy wsi chcą dodatkowego medyka, to muszą przedstawić przychodni specjalną listę z podpisami.
Za kilkanaście lat będzie lepiej
Gdyby jednak lekarze chcieli pracować na wsi, to może tworzenie takich list miałoby sens. Obecnie na wsi mieszka 38 proc. Polaków, o 2 proc. mniej niż 10 lat temu.
Eksperci przewidują, że już za kilkanaście lat liczba mieszkańców wsi zwiększy się do 50 proc. Dlaczego? Bo Polacy (ponadprzeciętnie uposażeni) zamieniają zgiełk miast na wiejską ciszę. Moda ta przyszła do nas z USA. Należy mieć nadzieję, że zapanuje ona także wśród młodych lekarzy.
8163179
1