Ptak_Waw_CTR_2024
TSW_XV_2025

Mało czasu dla zielarzy

6 sierpnia 2007
Po publikacji "Rz" o tym, że część polskich leków ziołowych zniknie z rynku, bo nie spełniają wymogów unijnej definicji, w branży zawrzało. Producenci twierdzą, że Ministerstwo Zdrowia zlekceważyło problem. Na przekonanie Brukseli ma zaledwie parę dni

Jak pisaliśmy, po 2011 r. pacjenci mogą już nie znaleźć w aptekach takich preparatów, jak raphacholin, persen, tussipect czy cardiol c. W ich składzie znajdują się bowiem niewielkie domieszki kofeiny, mentolu, propolisu czy kamfory, co dyskwalifikuje je jako "tradycyjne roślinne produkty lecznicze" w rozumieniu unijnej dyrektywy. Producenci leków, które zawierają choćby śladowe ilości syntetycznych dodatków, zgodnie z aktualnymi przepisami uzyskają prawo ich sprzedaży tylko do 2011 r. (po wcześniejszej rejestracji zgodnie z normami UE). Potem będą musieli wycofać je z rynku lub zarejestrować ponownie jako preparaty czysto chemiczne, co dla większości z nich jest barierą nie do przejścia ze względu na koszty i brak odpowiednich dokumentów. Jest jeszcze szansa, że Komisja Europejska rozszerzy dyrektywę dotyczącą produktów roślinnych o leki zawierające w składzie syntetyczne i półsyntetyczne dodatki. Polska musi jednak do 10 sierpnia złożyć w tej sprawie protest.

Producenci listy piszą

Dwa tygodnie temu w Urzędzie Rejestracji Produktów Leczniczych, Wyrobów Medycznych i Produktów Biobójczych odbyło się spotkanie z producentami leków ziołowych, w którym uczestniczyli też przedstawiciele resortu zdrowia. Prezes URPL Leszek Borkowski poinformował wówczas firmy, że polskie postulaty o rozszerzenie unijnej dyrektywy nie zostały uwzględnione przez Komisję Europejską i prosił, by do 10 sierpnia wysyłały indywidualnie do Brukseli pisma z protestami. We wrześniu miałby ich wspomóc eurodeputowany Bogusław Sonik, który zapewnił "Rz", że postara się znaleźć sojuszników do przeprowadzenia tej poprawki w unijnej komisji.

Wydawałoby się więc, że polski rząd zrobił wszystko, by uratować kilkadziesiąt tradycyjnych preparatów przed wycofaniem z rynku. Jednak Polski Związek Pracodawców Przemysłu Farmaceutycznego ma na ten temat inne zdanie. - Ani Wydział Produktów Ziołowych Urzędu Rejestracji Leków, ani kierownictwo urzędu nie podjęło z nami rozmów w sprawie wniosku do Komisji Europejskiej, mimo że Herbapole złożyły konkretne propozycje w Urzędzie Rejestracji już w styczniu - mówi "Rz" Cezary Śledziewski, prezes PZPPF. - Raport KE miał być gotowy do końca kwietnia. Tymczasem Ministerstwo Zdrowia przesłało do Komisji pismo w sprawie leków ziołowych dopiero 27 kwietnia. Nie mogło więc liczyć, że zawarte w nim postulaty zostaną uwzględnione. Mocno spóźnione pismo ani nie może kwalifikować się jako wniosek, ani też nie uwzględnia postulatów krajowego przemysłu leków ziołowych - dodaje Śledziewski.

Deklaracja przed dymisją

O to, dlaczego Ministerstwo Zdrowia zareagowało z takim opóźnieniem i dlaczego nie wysłało do KE wniosku z propozycjami rozszerzenia dyrektywy, zapytaliśmy we wtorek Piotra Błaszczyka, dyrektora Departamentu Polityki Lekowej. - Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy - zapewnił. - W przyszłym tygodniu kolegium resortu zajmie się jeszcze raz tą sprawą. Do 10 sierpnia zgłosimy zgodnie z procedurą pełny wniosek prezentujący bardziej stanowczo nasze postulaty.

Piotr Błaszczyk jest obecnie na urlopie, po którym - jak się dowiedzieliśmy - nie wróci już do ministerstwa, bo zrezygnował ze stanowiska. Nie wiadomo więc, na ile poważnie można potraktować te deklaracje. A czasu na reakcję Polski zostało niewiele - zaledwie parę dni. Potem będzie już za późno.- Jest oczywiste, iż PZPPF w imieniu producentów leków ziołowych, w tym Herbapoli, prowadzi własne starania o rozszerzenie unijnej dyrektywy. Jednak bez stosownego wniosku ze strony rządowej, skorelowanego z wnioskiem branży, mamy małe szanse na uwzględnienie naszych postulatów przez Komisję Europejską - mówi Cezary Śledziewski.
__________________________________________

Polska jest ziołową potęgą


Nasz kraj jest trzecim co do wielkości producentem leków ziołowych w Europie, po Francji i Niemczech. Preparaty zawierające śladowe ilości substancji syntetycznych stanowią średnio 20 proc. przychodów wytwarzających je firm.


POWIĄZANE

Główny Inspektorat Sanitarny wydaje coraz więcej ostrzeżeń publicznych dotyczący...

Uprawa soi przy wsparciu technologii – ciekawy kierunek dla polskich rolników Ar...

Najnowsze dane GUS pokazały zaskakująco wręcz dobre dane na temat aktywności dew...


Komentarze

Bądź na bieżąco

Zapisz się do newslettera

Każdego dnia najnowsze artykuły, ostatnie ogłoszenia, najświeższe komentarze, ostatnie posty z forum

Najpopularniejsze tematy

gospodarkapracaprzetargi
Nowy PPR (stopka)
Jestesmy w spolecznosciach:
Zgłoś uwagę