Sadownicy są oburzeni rosyjskim zakazem eksportu od sierpnia polskich warzyw i owoców na tamtejszy rynek, ale mają nadzieję, że szybko tam wrócą - poinformował prezes Związku Sadowników RP Mirosław Maliszewski. Sadownicy liczą na pomoc KE w pokryciu strat.
Od piątku ma obowiązywać czasowe ograniczenia wwozu do Rosji z Polski owoców i warzyw. W środę o zakazie poinformowała Federalna Służba Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego Federacji Rosyjskiej (Rossielchoznadzor). Zakaz dotyczy oprócz świeżych jabłek, także gruszek, wiśni, czereśni, nektaryn, śliwek i wszystkich odmian kapusty (w tym białej, pekińskiej, czerwonej, brukselki, brokułów), kalafiorów.
"Wyrażamy wielkie ubolewanie z zapowiedzi, które przedstawia strona rosyjska, dlatego, że w ciągu minionych kilkudziesięciu lat nawiązywały się bardzo dobre relacje handlowe między Polską a krajami b. Związku Radzieckiego. Szczególnie w ostatnim okresie" - powiedział na konferencji prasowej w czwartek Maliszewski.
Przypomniał, że w ubiegłym roku Polska wyeksportowała 1 mln 200 tys. ton jabłek, w tym 900 tys. ton do Rosji. "W tym roku od początku stycznia do teraz wyeksportowano 500 tys. ton owoców i warzyw na rynek rosyjski. Myślę, że jabłka stanowią 80-90 proc. całości" - powiedział. Dodał, że polska strona liczyła, iż 600-700 tys. może 800 tys. ton owoców z tegorocznych zbiorów z drugiej części roku trafi na rosyjski rynek.
Jak wynika z danych resortu rolnictwa, w pierwszych pięciu miesiącach eksport jabłek do Rosji wyniósł 345 tys. ton, wartych 122 mln euro.
Rosjanie wprowadzają zakaz - jak poinformowali w komunikacie w środę - w związku z "systematycznym naruszaniem przez stronę polską międzynarodowych i rosyjskich wymogów fitosanitarnych przy dostawach polskiej produkcji roślinnej do Rosji".
"Absolutnie nie zgadzamy się z zarzutami, które formułuje strona rosyjska" - mówił w czwartek Maliszewski. Jak podkreślał, zastrzeżenia strony rosyjskiej dotyczyły zaledwie kilku przypadków eksportu towarów, które stanowią promil wymiany handlowej. Zaznaczył, że polscy "sadownicy produkują owoce dobrej jakości, akceptowane zarówno przez nasz rynek wewnętrzny, jak i przez wiele rynków na świecie".
Związek Sadowników RP kwestionuje wyniki, jakie przedstawia Federacja Rosyjska. "Nie możemy zweryfikować kontroli rosyjskich, ponieważ nie podali wyników badań, ani wskazań konkretnych na danych partiach" - powiedział prezes.
W ocenie Maliszewskiego embargo na polskie owoce i warzywa ma charakter polityczny.
Zapewnił, że związek sadowników razem z ministrem rolnictwa będzie zabiegał o wsparcie finansowe dla polskich producentów od Komisji Europejskiej.
Jak powiedział, owoce, które nie trafią do Rosji można będzie przekazywać placówkom zbiorowego żywienia, np. szpitalom i stołówkom w szkołach. W ten sposób KE mogłaby zrekompensować część strat.
Poinformował, że polski rząd nie ma możliwości odkupienia od rolników jabłek i ich np. magazynowania. Przypomniał także o aktywności polskich władz, kiedy wykryto bakterię E.coli w naszej żywności. "Bardzo dobrze sprawdziliśmy się na poziomie europejskim (...) i wtedy bardzo duże środki wpłynęły do polskich producentów z tytułu poniesionych strat" - zaznaczył.
Zdaniem prezesa na embargu straci również rosyjski konsument. "Rosja importuje 1,1-1,2 mln ton jabłek, z czego 800-900 tys. ton pochodzi z Polski. Rosja nie posiada na dziś alternatywy na import jabłek. Poza Polską nie ma na świecie innego dostawcy, który byłby wstanie przedstawić taką ofertę" - powiedział.
Pytany o koszty, jakie poniosą sadownicy z powodu embarga, powiedział, że w ciągu ostatnich lat cena za 1 kg jabłek kształtowała się na poziomie 60 gr w trudnych latach, do nawet 2 zł w dobrych. Trudno dokładnie oszacować, jaka to kwota. Ale jak powiedział, można przyjąć średnią ceną 1,2 zł za kg.
W ocenie Maliszewskiego rynek rosyjski nie jest jeszcze stracony dla polskich eksporterów. "Będziemy próbowali na tym rynku dalej prowadzić aktywność, oddziaływać na administrację rosyjską, na biznes rosyjski, na rosyjskich konsumentów. Mam nadzieje, że ten rynek, jeżeli nawet będzie utracony, to na krótko" - powiedział.
Przekazał, że w związku zapowiedziami Rosjan, sadownicy zaczęli szukać innych rynków zbytu na polskie jabłka. Potencjalne rynki, które zostały już przeanalizowane, to np. Niemcy, kraje Europy południowej, ale także bogate kraje Afryki północnej, Zatoki Perskiej, Chiny, Wietnam, Indie, a także Emiraty Arabskie, USA czy Kanada.
Jak powiedział, w Polsce rocznie zjadamy ok. 700-800 tys. ton jabłek, co daje ok. 14-16 kg na osobę. "Były takie lata, gdy Polacy zjadali 21 kg jabłek rocznie. Gdyby nam się udało teraz zwiększyć to spożycie o 5 kg, to daje nam to kolejne kilkaset tysięcy ton, które moglibyśmy zagospodarować na rynku polskim" - stwierdził.
Prezes Związku Sadowników pochwalił reakcję społeczną na zaistniałą sytuację. Chodzi m.in. o popularną w internecie akcję, zapoczątkowaną przez dziennik Puls Biznesu "#zjedzjabłko".
Polska jest największym eksporterem jabłek w Europie. Tylko jabłek deserowych nasi sadownicy sprzedają na rynki zewnętrzne blisko 1 mln ton rocznie.
9222475
1