Kancelaria Sejmu zaciska pasa i szuka oszczędności. Najpierw był więc bruk tylko za 1,5 mln zł, potem drzewko za jedyne 14 tys. zł, teraz do listy wydatków kancelaria dopisała zakup 460 kserokopiarek dla biur poselskich za jedyne... 6 mln złotych.
Nowe kserokopiarki zastąpią wysłużone, bo już... sześcioletnie urządzenia. Kancelaria Sejmu uznała zatem kserokopiarki za absolutnie niezbędne do wykonywania obowiązków poselskich, bo chyba tylko wyższą koniecznością można usprawiedliwić sumę, jaką zaplanowano na ich zakup. I tak też wydatki na ksero tłumaczy poseł Jerzy Wenderlich. - Bez ksero poseł jest jak bez języka, to za ich pomocą komunikuje wyborcom, co robi w parlamencie. Jest olbrzymie zapotrzebowanie społeczne aby informować o tym, czym się w Sejmie zajmujemy, tak więc te kserokopiarki wykorzystywane są bardzo mocno i czasem rozgrzane do czerwoności - tłumaczy poseł SLD.
Można zatem wymianę kserokopiarek traktować jako wyraz troski Kancelarii Sejmu o to, aby efekty pracy posłów były bardziej czytelne dla społeczeństwa. Wg Stanisława Kostrzewy z biura sejmowego prasowego obecne urządzenia tego nie zapewniają. One mają 6 lat, są w fatalnym stanie i trzeba je po prostu wymienić.
Ale co niektórym posłom wystarcza „wysłużony” sprzęt. W moim biurze jest kserokopiarka, którą mogę używać, i jestem jej w stanie używać przez następne 6 lat – mówi Krystyna Skowrońska z PO. Jednak mimo zapewnień, że nowego sprzętu nie potrzebuje, to wraz z 459 pozostałymi parlamentarzystami zostanie uszczęśliwiona nowymi maszynami. I to takimi z górnej półki – jedna kosztuje 13 tys. złotych. A jak sami sprawdziliśmy, jedno urządzenie można kupić już za 1000 złotych.