Dolnośląscy rolnicy coraz częściej wracają do przedwojennych tradycji i zakładają winnice. Okazuje się, że w tym najcieplejszym regionie w kraju niektóre odmiany winogron owocują równie dobrze, jak w krajach śródziemnomorskich. Problemem są tylko obciążenia podatkowe.
Od trzech lat podwrocławska Miękinia, podobnie jak przed wojną, słynie z uprawy winorośli. Jest szansa, że wkrótce będzie też znana z produkcji wina.
Aby rozpocząć produkcję wina na sprzedaż, musi jeszcze być zaakceptowany proces technologiczny. Dziś dzięki ustawie winiarskiej producenci wina z własnych upraw nie muszą mieć specjalnych pozwoleń.
Niestety z powodu różnych obciążeń, jak na przykład konieczności posiadania składu celnego i opłacania akcyzy, winiarstwo w Polsce nie może się rozwinąć. Winiarnia w Miękini ma już od roku gotową linię do produkcji wina, ale właściciele winnicy nie sprzedali jednak jeszcze ani jednej butelki. A chętnych do degustacji nie brakuje.
Póki co właściciele winnic zarabiają na sadzonkach, bo coraz więcej mieszkańców Dolnego Śląska i Opolszczyzny zakłada przydomowe winnice. Tak, jak tu w leżącej między Opolem a Prószkowem wsi Winów, gdzie winogrona uprawia się od kilkuset lat.
Po wejściu do Wspólnoty pojawiły się unijne programy wsparcia dla regionów winiarskich. A jest o co walczyć. W przeciwieństwie do innych krajów Unii w Polsce do 2010 roku nie obowiązuje zakaz tworzenia nowych winnic. A kwota produkcyjna 25 tysięcy hektolitrów rocznie – nie jest wykorzystana.