Opieszałość i ślamazarność zarzucają rolnicy i opozycja resortowi rolnictwa w realizacji interwencji na rynku wieprzowiny. Plany były bardzo ambitne. A jak wyszło? Sami zobaczmy. Ponieważ klasyczny skup interwencyjny po wejściu do Unii Europejskiej został zakazany polski rząd postanowił „obejść” przepisy. Lekiem na „świńską górkę” miało być uzupełnianie strategicznych państwowych rezerw.
Plany zakładały zdjęcie z rynku nawet 70 tysięcy ton mięsa. Tymczasem do tej pory Agencji Rezerw Materiałowych w dwóch transzach udało się skupić zaledwie 23 tysiące ton wieprzowiny. Mimo zeszłotygodniowych zapowiedzi trzecia transza wciąż nie została uruchomiona. Resort rolnictwa nie czuje się jednak winny. – Skup nie należy do ministra rolnictwa tylko do ministra gospodarki, bo Agencja Rezerw Materiałowych podlega pod ministerstwo gospodarki. – mówi Andrzej Lepper.
Opozycja nie kupuje tych tłumaczeń. Jej zdaniem zamiast szybkiego zdjęcia z rynku kilkudziesięciu ton wieprzowiny mamy do czynienia ze ślimaczącym się skupem, którego rolnicy w ogóle nie odczuwają.
Kazimierz Plocke – poseł PO: - Jest to próba ratowania sytuacji, natomiast nie jest to absolutnie rozwiąwanie systemowe.
Także były szef sejmowej komisji rolnictwa ostatnie tłumaczenia przesłane przez resort rolnictwa na temat sytuacji na rynku wieprzowiny do Sejmu ostro krytykuje – Otrzymaliśmy żenującą odpowiedź, dlatego, że jest to odpowiedź dla średnio znającego problemy rolnictwa, żeby się douczył jak wygląda rynek trzody – mówi Wojciech Mojzesowicz.
Sami rolnicy ministerstwu rolnictwa wypominają nie tylko zbyt wolne zdejmowanie nadwyżek z rynku, ale przede wszystkim nie dotrzymanie obietnic w sprawie umów kontraktacyjnych. – Tych umów na wsi nie ma. Te umowy nie będą spełniały oczekiwań rolników. Bo przecież przedsiębiorca nie da większej ceny niż rynkowa w obecnym momencie. – uważa Mariusz Gołębiowski – ZZR „Ojczyzna”.
Obecnie chowem trzody chlewnej w Polsce zajmuje się 650 tysięcy gospodarstw.
.png)
Zaloguj przez Facebook
