Ubywa rolników przygotowanych do swojego zawodu, znikają szkoły rolnicze, a ponad połowa zatrudnionych w rolnictwie ma zaledwie wykształcenie podstawowe. Kto powinien zająć się szkołami rolniczymi?
Pomimo wzrostu poziomu wykształcenia Polaków, tylko niewielkim stopniu dotyczy on ludzi bezpośrednio zatrudnionych w rolnictwie. Coraz mniej jest osób, którzy wykonują zawód rolnika z rolniczym przygotowaniem. Prawdopodobnie dzieje się tak dlatego, że kilka lat temu, podczas kolejnej reformy systemu oświaty, Ministerstwo Rolnictwa utraciło nadzór nad szkołami rolniczymi.
Merytoryczny nadzór nad tymi szkołami uzyskało Ministerstwo Edukacji, a ich zarządzaniem zajmują się samorządy powiatowe. Takie usytuowanie szkół rolniczych sprawiło, że wiele z nich przestało istnieć, a te które przetrwały w większości zmieniły profil i sposób kształcenia młodzieży.
Aby zapobiec ograniczaniu kształcenia rolniczego w powiatach i poprawić jego jakość Ministerstwo Rolnictwa chce ponownie przejąć szkoły rolnicze, przynajmniej te najważniejsze. I tu rodzi się pierwsze pytanie: dlaczego tylko niektóre szkoły i ile ich będzie? Czy przejęcie tylko nielicznych placówek oświatowych jest w stanie zmienić obecne tendencje?
Wiadomo, że w większości państw „starej unii” rolnicy objęci są kompleksowymi programami oświatowymi – praktycznie dotąd, dopóki prowadzą gospodarstwa rolne. Młodzież kształci się w systemie dziennym na wielu poziomach i w wielu specjalnościach. Dorośli zdobywają i uzupełniają wykształcenie zaocznie i wieczorowo. Szkoły prowadzą również kursy zawodowe i szkolenia. W ten sposób stanowią regionalne centra rozwoju. Czy tak będzie i u nas?
Jeśli tak, co oczywiście jest zjawiskiem pozytywnym, to co stanie się z tymi szkołami, które pozostaną w ME? Przecież dlatego są one słabe, że nie mają poletek doświadczalnych, parku maszynowego, nie prowadzą hodowli, a dostęp do komputera i internetu w tych placówkach jest nadal bardzo utrudniony. Jak zatem w najbliższych latach będzie prowadzona nauka zawodów rolniczych?