Zapowiadał się katastrofa. Zamiast niej pojawił się delikatny optymizm. Zainteresowanie prywatyzacją stacji inseminacyjnych jest większe niż się początkowo spodziewano. Choć od razu trzeba dodać, że nie wszystkie shiuzy cieszą się podobną popularnością wśród rolników
Początkowe reakcje organizacji rolniczych były dalekie od entuzjazmu. Rządowi zarzucano między innymi, że wycofał się z obietnicy rozłożenia należności za udziały na 5 letnie raty.
Jan Biegniewski – Polsus - "Myślę że nie będzie żadnej walki o te udziały, dlatego że właściwie prywatyzacja robiona jest za gotówkę."
Faktycznie o udziały nikt się nie bije, o termin zapisów już dwukrotnie był przesuwany, ale w przypadku niektórych shizów można mówić o sukcesie prywatyzacji.
Adam Leszkiewicz - wiceminister skarbu państwa – "Zróżnicowane jest zainteresowanie, najmniejsze na Podkarpaciu w Krasnem, na Podkarpaciu, ale obejmującym całą południową Polskę natomiast największe w Bydgoszczy."
W Bydgoszczy chętni zapisali się na taką ilość udziałów, która kilkukrotnie przekracza dostępny limit. A to oznacza, że rząd będzie musiał zastosować tzw. współczynnik redukcji, który proporcjonalnie określi ile udziałów każdemu rolnikowi i pracownikowi się należy. W pozostałych 2 shiuzach w Łowiczu i Tulcach zainteresowanie też przekroczyło ilość dostępnych udziałów. Pytanie co dalej z podkarpackim Krasnem.
Adam Leszkiewicz - wiceminister skarbu państwa – "Jeżeli w którymś z podmiotów nie będziemy mieli pokrycia na 100% po 30 listopada to wtedy mamy jeszcze możliwość zgodnie z przyjętą koncepcją zwrócenia się do gp czyli do podmiotów zbiorowych zrzeszeń federacji o ich zgłoszenia no imamy nadzieję, ze z ich strony będzie zainteresowanie."
Pierwszeństwo w nabyciu udziałów mają współpracujący ze shiuzami rolnicy, inseminatorzy oraz pracownicy. Do kupna walorów uprawnionych jest ponad 400 tysięcy osób.