We wtorek przed gmachem Ministerstwa Rolnictwa w warszawie pojawił się nietypowy "stragan" z jabłkami. Tak AGROunia rozpoczęła swoją konferencję prasową przed ministerstwem starając się zwrócić w ten sposób uwagę na bardzo trudną sytuację na rynku jabłek.
- Makabryczna sytuacja na rynku jabłek. Przez zamkniętą Białoruś w Polsce zostają tony owoców, których nikt nie chce kupić. Cena szoruje po dnie - podała AGROunia na swoim profilu na facebooku.
- Rolnik dostaje za tonę jabłek około 550 złotych, czyli za kilogram to jest 55 groszy, w momencie kiedy w sklepie te jabłka kosztują ok. 3,5 złotego - stwierdził Michał Kołodziejczak z AGROunii.
- Sady i pola to nie jest coś co można sobie odłożyć, to nie jest fabryka skarpetek, czy fabryka płytek, które mogą czekać i poleżeć. Dlatego tak ważna jest teraz interwencja państwa na tym rynku, żeby utrzymać bezpieczeństwo żywnościowe, odpowiednią produkcję, żeby gospodarstwa nie upadały a państwo pokazało, że w trudnych czasach podaje komuś pomocną rękę - podkreślił Kołodziejczak.
Jak zauważył inny działacz AGROUNII Sebastian Anyszkiewicz: -ciężka sytuacja na rynku jabłek to w dużej mierze rezultat białoruskiego embarga, które odcięło polskich sadowników od ostatniego rynku zbytu - mamy dwie "alternatywy", sprzedać jabłka do skupu gdzie cena wynosi 55-60 groszy albo do sklepu, gdzie cena też wynosi ok. 60. groszy. Przy czym koszt produkcji jabłek wynosi obecnie w granicach 1,5 zł. Nie ma więc tutaj mowy o jakiejkolwiek opłacalności produkcji, nasze gospodarstwa są na skraju bankructwa -dodał.
- Ministerstwo rolnictwa zapowiedziało dopłaty do jabłek (na które musi zgodzić się jeszcze Komisja Europejska). Po tych zapowiedziach firmy skupujące owoce do przetwórstwa obniżyły cenę dla sadowników. Ministerstwo w ten sposób przyczyniło się do spekulacji. Nie było żadnego powodu aby obniżyć cenę. Znów nie ma ani dopłat, ani ceny - podkreśliła AGROunia, sugerując jednocześnie, że sprawą powinien zająć się UOKiK.
red. ppr.pl na podst. mat. AGROunii