Gdy tylko mieszkańcy amerykańskiego miasteczka Beepe rozpoczęli sylwestrową zabawę, z nieba zaczął padać deszcz martwych ptaków. Czegoś takiego nie wymyśliłby nawet Stephen King.
Ludzie z Beebe w amerykańskim stanie Arkansas na zawsze zapamiętali sylwester 2010 roku jako dzień, który przyniósł im niekoniecznie pożądaną medialną sławę i zaowocował proroctwami nadciągającej apokalipsy. Tajemnicza śmierć pięciu tysięcy kosów, które spadły tamtej nocy z nieba, skutkowała dwunastoma miesiącami teorii spiskowych oraz filmem dokumentalnym dla kanału "National Geographic". Gdy zbliżał się 31 grudnia 2011 roku, mieszkańcy Beebe odczuwali zrozumiały niepokój. I wówczas wszystko zdarzyło się na nowo.
Ptaki zaczęły spadać z nieba akurat, kiedy w miasteczku rozpoczynały się zabawy sylwestrowe. Policja podaje, że pierwsze zgłoszenia telefoniczne w tej sprawie odebrano tuż po godzinie 19. Wtedy też miejscowa stacja telewizyjna doniosła na antenie, że setki ptaków spadają na ziemię.
Jacob Landrum powiedział w wywiadzie dla kanału stanowego KTHV, że jechał przez środek miasteczka w kierunku kościoła, kiedy zaalarmował go widok spadających kosów. – Leżały na całym parkingu i na drodze – opowiada. – To trochę dziwne, że coś takiego zdarza się dwa lata z rzędu.
Jedna z najbardziej popularnych teorii wysnutych po zeszłorocznej ptasiej katastrofie głosi, że przyczyną były fajerwerki. Niektórzy zoolodzy sugerowali, że hałas i jasne rozbłyski światła z kilku pokazów ogni sztucznych, jakie odbyły się w okolicy z okazji Nowego Roku przeraziły i zdezorientowały zwierzęta. Kiedy tylko pojawiły się doniesienia, że ptaki znowu rozbijają się o ziemię, komisariat policji Beebe zarządził natychmiast prowizoryczny zakaz odpalania sztucznych ogni. Sześciu funkcjonariuszy będących wówczas na służbie wsiadło do samochodów patrolowych i objechało miasteczko, przerywając imprezy i szukając rac.
– Musieli powstrzymać ludzi przed odpalaniem kolejnych – wyjaśnia Jeremy Weeks, policjant z Beebe. Przyznał jednak, że nie jest powiedziane, że zakaz pokazów pirotechnicznych w jakikolwiek sposób pomógł. – Nie mam pojęcia, dlaczego ponownie do tego doszło – stwierdził. – Jadąc do pracy widziałem na ziemi dziesiątki ptaków.
Paul Begley, pastor z kościoła baptystów w Indianie ma swoją własną teorię. – Byłem w programie na żywo, opowiadając o proroctwach zapowiadających koniec świata – powiedział. – I w tej samej chwili ptaki zaczynają znowu spadać martwe z nieba. Gdzie jest Stephen King? Nawet on nie potrafiłby napisać takiego scenariusza – to dzieło Boga.
– Przyczyną nie są fajerwerki – dodał. – Gdyby tak faktycznie było, to co roku 4 lipca (amerykański Dzień Niepodległości, tradycyjnie świętowany hucznymi pokazami ogni sztucznych – przyp. Onet) wszystkie ptaki co do jednego spadłyby na ziemię.
Jak dotąd nie wiadomo jeszcze dokładnie, ile zwierząt straciło życie w tym roku, ponieważ trwa operacja sprzątania szczątków. Horace Taylor z samorządowego wydziału do spraw zwierząt potwierdził tylko, że jego pracownicy zabrali jak na razie ponad 80 martwych osobników.
Autopsje przeprowadzone w zeszłym roku na próbce martwych kosów przez komisję do spraw bydła i drobiu stanu Arkansas ustaliły, że u zwierząt doszło do "ostrych urazów fizycznych", co sugeruje, że straciły życie na skutek zderzenia z ziemią, a nie w locie. Nie znaleziono żadnego śladu trucizny ani czynników chorobotwórczych, przez co teorie na temat przyczyn tego zdarzenia mnożyły się w nieskończoność.
Jeden z mieszkańców Beebe, Kevin McKinnley, twierdzi na przykład, że w sobotni wieczór musiało zajść coś zupełnie innego. – Fajerwerki wybuchające cały dzień i noc to nie problem – powiedział stacji KTHV. – Ale kiedy ptaki zaczęły umierać, miałem akurat na wierzchu kompas. Zupełnie oszalał. Igła kręciła się w kółko i nie mogła znaleźć północy.
9093308
1