Rząd południowokoreański zebrał się w niedzielę na nadzwyczajnym posiedzeniu, by przedyskutować zagrożenie, jakie niesie z sobą wirus ptasiej grypy, grożący nie tylko stadom drobiu, ale być może również ludziom.
Posiedzenie, któremu przewodniczył premier Goh Kun, zbiegło się w czasie z ogłoszeniem przez ministerstwo rolnictwa wiadomości o odkryciu kolejnego przypadku choroby, o 24 km od pierwotnego źródła zakażenia.
Pierwsze przypadki odkryto w poniedziałek na jednej z farm drobiu o ok.80 km
na południe od stolicy kraju Seulu. Od tego czasu wybito już w całym regionie
210 tys. kur i kaczek, zapowiadając ubój dalszych co najmniej 405 tys.
sztuk.
Obawy władz wiążą się z faktem, że wariant wirusa ptasiej grypy,
znany pod symbolem H5N1, spowodował śmierć sześciu osób w Hongkongu na przełomie
lat 1997-1998.
Seul poprosił w ostatnich dniach władze USA o pomoc w zbadaniu obecnego wirusa pod względem genetycznym i ewentualnym wykryciu jego zgodności z śmiertelnym szczepem z Hongkongu.
Jak dotąd nie zanotowano żadnego podejrzanego przypadku wśród ludzi, mimo to władze w zagrożonych regionach rozdały setkom osób testy pozwalające wykryć wirusy we krwi.
Władze południowokoreańskie podały, że kolejne dwa podejrzane przypadki wśród drobiu badane są obecnie przez ekspertów, w celu określenia, czy chodzi o ptasią grypę, czy o inne schorzenie.
Wg telewizji YTN, wirus zaatakował też siedem farm kaczych w okręgu Naju, 275
km na południe od Seulu.
Przypuszcza się, że do Korei Południowej
groźny wirus przybył drogą powietrzną wraz z którymś z gatunków ptaków
wędrownych.