O godzinie 5-6 rano na bazarach pojawią się patrole złożone z weterynarzy i policjantów lub służb miejskich, które będą sprawdzały, kto i czym handluje. Wszystko po to, by wyeliminować tzw. szarą strefę, czyli mięso pochodzące z nielegalnego uboju, niebadane przez weterynarzy.
Nie będzie bazaru w kraju, do którego nasze kontrole nie dotrą, sprawdzimy wszystkich – ostrzega Józef Śliwa, wiceminister rolnictwa odpowiadający za branżę mięsną. Może nie zlikwidujemy szarej strefy, ale na pewno ją mocno ograniczymy.
Jego zdaniem obecnie nie ma bazaru wokół Warszawy, na którym nie handlowano by mięsem z nielegalnego uboju. Wiceminister zapowiada, że naloty potrwają do listopada, potem ich skutki zostaną przeanalizowane, a miejsca, gdzie nielegalny obrót żywnością okaże się największy, zostaną na stałe i poddane nadzorowi służb miejskich i weterynarzy.
Według GUS w Polsce rocznie "znika " ok. 3 mln sztuk świń, czyli ok. 15 proc. tego, co się rodzi. Trafiają one do spożycia poza oficjalnymi statystykami, wszelką kontrolą weterynaryjną i sanitarną, sprzedawane z samochodów, z koszyków na ulicach, w bazarowych sklepikach. Mięso z takich świń może być przyczyną chorób, a nawet śmierci - ostrzegają weterynarze. Jest jednak na ogół tańsze niż kupowane w sklepie, bo nielegalne ubojnie nie płacą podatków, mają więc niższe koszty produkcji.
Do tej pory weterynarze też walczyli z szarą strefą, tyle że niezbyt nieskutecznie. Nieskutecznie, bo jest ich zbyt mało w skali kraju, a służby miejskie im nie pomagają ścigać handlarzy. Do tego jak już kogoś nakryją i skierują sprawę do prokuratora, ten zwykle domaga się dowodów, że nielegalnym mięsem kogoś zatruto. A tego łatwo udowodnić się nie da, nie każde nielegalne mięso jest niebezpieczne dla zdrowia, a jak jest to wiele chorób objawia się z dużym opóźnieniem. W ciągu pierwszego półrocza weterynarze skierowali do prokuratury ok. 70 przypadków złapania na gorącym uczynku handlarzy nie badanym mięsem, ale aż 60 proc. postępowań zostało przez prokuratorów umorzone z powodu niskiej szkodliwości społecznej. To syzyfowa praca – mówi dr Krzysztof Jażdżewski, główny lekarzy weterynarii kraju - ci handlarze znowu są na bazarach i robią to samo, co robili. Tak z nimi nie wygramy.
Dlatego weterynarze zaprosili do współpracy służby miejskie i policję. Będą karali mandatami za nielegalny handel. Tak im uprzykrzymy życie, że sami dojdą do wniosku, że handel nielegalną żywnością się nie opłaca – uważa Jażdżewski.
Teraz straż miejska wlepia mandat kierowcy, który zaparkował na chodniku, a nie zwraca uwagi na babcię, która obok tego samochodu sprzedaje mięso z koszyka. Nie zastanawia ich, że po tym mięsie nawet w największy upał nie chodzą muchy. A nie chodzą, bo zostało wcześniej spryskane środkiem owadobójczym – opowiada Stanisław Zięba z Rady Gospodarki Żywnościowej przy ministrze rolnictwa. Rada, wielkie zakłady zrzeszone w Polskim Mięsie, Stowarzyszenie Rzeźników i Wędliniarzy grupujące małe i średnie firmy - wszyscy wspierają rząd w walce z szarą strefą.
Minister rolnictwa chce, by w nowym budżecie znalazło się ok. 50 mln zł na nowe etaty dla weterynarzy - potrzeba ok. tysiąca - i na doposażenie inspektoratów w komputery i sprzęt. Chce też zaapelować do konsumentów, by w trosce o własne zdrowie nie kupowali mięsa niewiadomego pochodzenia, nawet jak na oko świetnie wygląda - włosienicy i tak nie zobaczą.
Jak poznać, że mięso pochodzi z nielegalnego uboju? Jeśli na straganie leży świński łeb w całości albo jego połówka, ale z uszami, to już znak, że mięso nie było badane – mówi Kazimierz Stańczak, rzeźnik z dziada pradziada. Jeśli schab przy kości ma taki cienki kawałek mięsa tzw. mlecz pacierzowy, to też dowód na jego nielegalne pochodzenie.
Nam chodzi o to, by polski przemysł mięsny był naszą mocną kartą w Unii – mówi szef rzeźników i wędliniarzy Wiesław Różański – każde potknięcie, a takim jest ogromna szara strefa, może być wykorzystane przez konkurentów, by zniechęcić do nas konsumentów zachodnich
Różański obawia się, by Polski nie spotkał los Czech, gdzie wiele zakładów mięsnych po wejściu do UE zbankrutowało i dziś większość wędlin sprzedawana w czeskich sklepach pochodzi z Niemiec.
W Polsce na razie nic na to nie wskazuje. Jesteśmy mięsną potęgą - czwartym co do wielkości producentem wieprzowiny w Unii. Od czasu integracji eksport mięsa i jego przetworów do UE wzrósł o 80 proc. Polska, która eksportuje mięso i wędliny do ok. 90 krajów na świecie cały czas zdobywa nowe rynki. W tym roku nasze mięso weszło na rynek koreański, wkrótce - po ponad dwóch latach starań - powinien otworzyć się przed nim rynek amerykański. Powoli, ale systematycznie odzyskujemy też pozycję w Rosji - we wrześniu spodziewamy się kolejnej wizyty inspektorów rosyjskich, którzy zadecydują o dopuszczeniu eksportu z kolejnych polskich firm.